O najnowszej książce Janusza Skowrońskiego „Lorentz: Odnalazłem Matejkę!”
– Skąd ten tytuł?
– Z treści telegramu Stanisława Lorentza, warszawskiego muzealnika, wysłanego z Jeleniej Góry do Warszawy z chwilą odnalezienia przez jego ekipę obrazów w dzisiejszej Przesiece. Dodam, że przez zupełny przypadek, który dokładnie opisałem. Te trzy obrazy Matejki „Rejtan”, „Batory pod Pskowem” i „Unia Lubelska” były najbardziej poszukiwane, bo zaginęły podczas wojny. W rzeczywistości odnalezionych w Karkonoszach prac Matejki było znacznie więcej. Innych malarzy także. W książce podaję tytuły obrazów i pełne zawartości skrzyń. Lorentz wykorzystał swój pobyt pod Karkonoszami z wizytą u Gerharta Hauptmanna, któremu zapewnił dokument o ochronie domu przez Rząd Polski. O tym jest także w książce.
– Można to było ustalić?
– Tak, udało się. Choć wymagało to długich poszukiwań, cierpliwych badań w różnych miejscach, docierania do dokumentów i rodzin świadków historii, konfrontowania z tym, co napisali inni, często wyprowadzając z błędu. Książki z zakresu literatury faktu wymagają cierpliwości w pisaniu i odpowiedzialności za słowo.
– Zapowiedziano premierę Twojej książki w Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze. Dlaczego tam?
– Odnalezione dzieła przewieziono z wioski Hain, bo Przesieka nie miała w lipcu 1945 roku jeszcze polskiej nazwy, do jeleniogórskiego muzeum. Tu skrzynie złożono na prawie miesiąc, spisano ich zawartości a później wojsko odwiozło je do Warszawy. Muzeum wkrótce otrzymało polską nazwę – stając się Państwowym Muzeum imienia Jana Matejki, ulicę nazwano imieniem malarza a górską wieś przemianowano na Matejkowice. Na krótko zresztą. Z tych trzech pamiątek po malarzu została do dziś tylko ulica Matejki w Jeleniej Górze. Nie ma również dawnego obiektu „Waldschlösschen” w Przesiece, gdzie odnaleziono obrazy.
– Gdzie będzie można kupić książkę?
– Już jest. W hurtowniach księgarskich, w księgarniach w Polsce, o co dba wydawca. W Lubaniu tradycyjnie moje książki rozprowadza salonik prasowy Pana Bogusława Muskalskiego obok Wieży Brackiej. Będzie również dostępna w Jeleniej Górze, oczywiście na premierze także.
– Mamy więc kolejny regionalny skarb.
– Nie tylko regionalny, bo książka opisuje wiele miejsc, w których prześledziłem losy obrazów – Warszawy, Lwowa, Nowego Wiśnicza koło Bochni, dawnego Breslau i współczesnego Wrocławia a nawet Zakopanego. Oczywiście Dolnego Śląska także, w tym Karkonoszy i Jeleniej Góry. Jest w niej także lubański epizod, bo transport z Jeleniej Góry do Warszawy odbywał się dzięki żołnierzom VII Dywizji Piechoty II Armii. Jednostka stacjonowała na stałe w Lubaniu, a na krótko także w Jeleniej Górze. Ważne jest aby przywrócić pamięć o ludziach, zaangażowanych w różnym czasie w ratowanie obrazów. Myślę, że przestaną być wreszcie anonimowi.
– Nad czym teraz pracujesz?
– Od książek chcę na razie odpocząć, bo te 370 stron wymagało dużego wysiłku. Wróciłem ostatnio z Francji, gdzie między innymi w Alzacji odwiedziłem pierwszy z zamków restaurowanych przez Bodo Ebhardta – Haut-Koenigsbourg. Przygotowuję tekst do „Odkrywcy”, z którym od lat współpracuję. Ten przebudowany dla cesarza Wilhelma II zamek pozwala lepiej zrozumieć późniejsze dokonania Ebhardta – choćby dolnośląskie Grodziec czy Czochę. I przy okazji obalić dziwne mity krążące wśród przewodników po Czosze, kto tu się spotykał i po co.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Andrzej Ploch
Tylko u nas – fragment książki.
*
Na drugi dzień po zorganizowaniu środków transportu i ludzi do pomocy, ekipa złożona ze Z.[dzisława] Straszaka, B.[orysa] Borkowskiego i por. S.[tachowicz] Czajki pod kierownictwem profesora Lorentza wraca na miejsce, ładuje skrzynie i obrazy na samochody, które obracały kilka razy, przewożąc je do muzeum w Jeleniej Górze – po latach pisał Henryk Brandys. – Jeden z cenniejszych obrazów, płótno pędzla Cranacha profesor przewiózł w rękach obawiając się uszkodzenia niezapakowanego obrazu. Skrzynie złożono w muzeum nie rozpakowując. W trzech wielkich znajdowały się arcydzieła pędzla Jana Matejki: Batory pod Pskowem, Rejtan i Unia Lubelska.
Tych trzech obrazów Matejki nie udało się zmieścić na jedynej ciężarówce, którą dysponował warszawski muzealnik. Dlatego Wojciech Tabaka zorganizował dodatkową przyczepę z ciągnikiem. To na niej skutecznie przewieziono z Hain do Jeleniej Góry najdłuższe skrzynie.
Paulina Sołowianiuk, biografka Izabeli Gelbard-Stachowicz (vel Stefanii Czajki) o akcji w Hain konkluduje: Czajka osobiście eskortowała transport spuścizny Matejki do Muzeum Narodowego w Warszawie. Zachowała się fotografia przedstawiająca jej dumną postać w mundurze, z uśmiechem spoglądającą na wnoszone właśnie skrzynie. Nie odpowiada to prawdzie, bo eskortą do Warszawy zajmą się za kilka tygodni żołnierze VII Dywizji Piechoty II Armii Wojska Polskiego. Zaś zdjęcie dumnej Czajki i Lorentza stojących przed wejściem do muzeum wykonał Zdzisław Straszak. Z istotną uwagą. Tym muzeum nie jest Muzeum Narodowe w Warszawie a Sudetenmuseum, które wkrótce stanie się Muzeum im. Jana Matejki w Jeleniej Górze. Kiedy w 2022 roku Muzeum Narodowe w Warszawie wydało jubileuszową publikację „Taka jest nasza historia” z okazji 160-lecia swojego istnienia, umieszczono w niej fragmenty wspomnień Czajki z akcji rewindykacyjnej w Karkonoszach, zaznaczając, że jest ona zatrudniona jako asystent w warszawskim muzeum. Rzeczywiście, w 1948 roku zwróciła się do Stanisława Lorentza z prośbą o posadę w Muzeum Narodowym. Została referentem do spraw socjalnych. Na rozpoczęcie swej pracy przywiozła do muzeum efektowną grecką rzeźbę efeba nabytą kiedyś od radzieckiego oficera za… litr wódki!
*
Kolejny dzień pobytu Lorentza i jego ekipy w Jeleniej Górze i Karkonoszach.
11 lipca. Dzień wielkich wydarzeń – zapisał w swoim dzienniku Lorentz. Najpierw wraz ze Straszakiem udał się do pisarza Gerharta Hauptmanna, do Agnetendorfu, niedługo później nazwanego Agnieszkowem. Tego dnia Margareta Hauptmann notuje w swoim dzienniku: ciemno, deszcz; popołudniem przejaśnienia, parno. Do południa G.[erhart] w pokoju śniadaniowym, przyjmuje tam polskiego ministra kultury Loren[t]za, towarzyszącego mu sekretarza polskiego starosty Jeleniej Góry Straszaka. (Osoba Gerharta, cały dom objęty ochroną). Po południu [przybywa] dr Schmidt.
Podczas rozmowy Lorentz wypełnia i przekazuje Margarecie i Gerhartowi Hauptmannom dokument stwierdzający, że willa pisarza „Wiesenstein” pozostaje od teraz pod opieką polskiego Ministerstwa Kultury i Sztuki, że nie podlega ani rekwizycji, ani zajęciu pod kwaterunek. Paul Metzkow, pielęgniarz pisarza, nakleja go na szybę w oknie przy wejściu do domu.
– Daje mi pan rzecz najważniejszą, przywraca mi pan spokój – mówi Lorentzowi wzruszony Hauptmann. Za kilka tygodni Hauptmann otrzyma z Ministerstwa Kultury i Sztuki list żelazny nr 4901/45 datowany na 7.08.1945 i gwarantujący mu formalnie opiekę Rządu Polskiego.
W czasie wizyty Lorentza pisarz wyciąga jedną z ostatnich swoich fotografii. Wykonywał je niemal seryjnie u schyłku życia pisarza Alfred Jäschke z Görlitz, uchodzący w „Wiesenstein” za niemal „nadwornego” fotografa. Pod przygotowaną przez Metzkowa dedykacją noblista drążą ręką składa swój podpis i wręcza warszawskiemu muzealnikowi. Podczas tej rozmowy z ust Lorentza ani razu nie pada nazwisko Matejki, tak naprawdę celu jego wizyty w Karkonoszach. Jeszcze dzisiejszego popołudnia przewiezie on do Jeleniej Góry zabezpieczone wczoraj w górskiej gospodzie obrazy. Już to ma zaplanowane, bo wczoraj natrafił na nie w „Waldschlösschen”. Hauptmann także nie wspomina o Hansie Franku, generalnym gubernatorze, który ledwie pół roku wcześniej podczas swojej ucieczki z Krakowa gościł w tych samych progach willi „Wiesenstein”. Niemieckiemu pisarzowi dzielenie się wiedzą, że gdzieś między Świdnicą, Sichowem, Cieplicami a Przesieką Hans Frank chciał ukryć zrabowane Polsce dzieła sztuki, mogło tylko zaszkodzić. Lepiej więc było milczeć…
*
Malowniczą wieś Hain nie dotknęły żadne działania wojenne. Chcąc poczuć klimat pierwszych dni wolności, próbuję w jeleniogórskim archiwum odszukać jakiekolwiek ślady tamtego okresu. Ostatni przed wojną spis mieszkańców Das Riesengebirge Einwohnerbuch des Landkreises Hirschberg wydano w 1937 roku. Dowiadujemy się z niego, że burmistrzem Hain był Willi Goersch, zamieszkały na Zollstrasse 31. Chyba nie dotrwał na tym stanowisku do końca wojny, bo w piśmie burmistrza, datowanym na 3 kwietnia 1945 roku, widzimy podpis „Frenzel”. Prawdopodobnie chodziło o Roberta Frenzela z Zollstrasse 61, właściciela hotelu „Goldene Aussicht”, po wojnie przetłumaczonego wprost jako „Złoty Widok”. Po nim komisarycznym burmistrzem Hain zostaje Hans Felsing. Na pierwszych dokumentach, już od 31 maja podpisuje się jako Der kommissarische Bürgermeister i używa dotychczasowej okrągłej pieczęci Gemeinde Hain – Kreis Hirschberg. Na polecenie polskiej komendantury wojskowej wydaje porządkowe zarządzenia: Do lekkich prac mają stawić się na okres od niedzieli 10 czerwca do środy 13 czerwca w godz. 8 -12 następujące osoby (…) Waldschlösschen – Katzina Editha (…) Zbiórka punktualnie o 8 rano przy pomniku poległych w I wojnie. A więc w górskim hotelu ktoś mieszka. Felsing zaznacza na liście, że w gronie 15 innych osób Frau Katzina także zgłasza się do pracy. Czy wie, czego w Waldschlösschen pilnuje?
Komentarze
O najnowszej książce Janusza Skowrońskiego „Lorentz: Odnalazłem Matejkę!” — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>