Wspominając chatki karkonoskie
Witold Komorowski
Wspominając chatki…
Chatki karkonoskie zawsze stanowiły przedmiot zainteresowania, czasem nawet zauroczenia, różnych włóczykijów i łazików chadzających (o zgrozo – nawet w Parku Narodowym!) swoimi drogami. Atrakcyjność tych miejsc podnosiła dość ograniczona wiedza o ich istnieniu i znaczna trudność odszukania w górach.
Na przełomie lat 50. i 60. niemal wszystkie chatki karkonoskie były otwarte i… nieużywane. Wyjątkiem był tzw. Schron PTG w Śnieżnych Kotłach zagospodarowany przez Polskie Towarzystwo Geograficzne, Schron Pod Śmielcem odwiedzany przez wspinaczy z Klubu Wysokogórskiego oraz, prawdopodobnie, Smogorniak użytkowany przez Klub Sportowy “Stal” Cieplice.
Do początku lat 60. nieczynny był nawet Domek Myśliwski przy szlaku z Polany do Samotni zbudowany ok. roku 1924 dla właściciela Karkonoszy hr. v. Schaffgotscha jako St. Leonard am Kleine Teich (obraz przedstawiający św. Leonarda był nad wejściem jeszcze w 1964 r.).
W 1963 r. Domek został wydzierżawiony od KPN przez wrocławski Akademicki Klub Turystyczny (AKT), który urządził tu pierwsze w Sudetach schronisko studenckie, modernizowane w następnych latach m. in. przez doprowadzenie elektryczności (por. informacje w przewodniku Janusza Czerwińskiego i Krzysztofa R. Mazurskiego – Sudety. Sudety Zachodnie, (1983) oraz w 3. tomie Słownika Geografii Turystycznej Sudetów.
Dr Janusz Czerwiński jest tu szczególnie wiarygodnym źródłem jako spiritus movens całego przedsięwzięcia). W sali kominkowej Domku znalazły się przewiezione z wrocławskiego klubu studenckiego „Pałacyk” oryginalne stoły i ławy wykonane z grubych szlifowanych płyt sosnowych, zaprojektowane przez Piotra Wieczorka – znanego artystę plastyka, wówczas początkującego, związanego m.in. z teatrem studenckim Kalambur. Na ścianie zawisło imponujące poroże jelenia stwarzając znakomity nastrój wieczornych spotkań przy świecach i lampach naftowych.
Z działaniem AKT wiąże się też drewniana chata (domek myśliwski?) stojąca na Hutniczym Grzbiecie przy dolnym krańcu Bażynowych Skał, poniżej dawnego zielonego szlaku tzw. “Ścieżki nad Reglami” (od paru lat szlak na odcinku Odrodzenie – Petrowka jest przełożony i prowadzi Głównym Grzbietem a nie, jak poprzednio, wschodnimi zboczami Hutniczego Grzbietu).
Chata była zbudowana ponad 100 lat temu, latem 1908 r., a dokładnie – wg umieszczonego wewnątrz napisu ołówkiem stolarskim na belce, który kiedyś zanotowałem – “Erbaut vom 8. VII bis 20. IX 1908”. Wiosną 1959 r. Nadleśnictwo w Podgórzynie przekazało domek Akademickiemu Klubowi Turystycznemu we Wrocławiu, który korzystał z niego jako punktu etapowego dla studenckich obozów wędrownych, prowadzonych przez jego przewodników.
Od lat 60. na kolejnych wydaniach map Karkonoszy chatka była zaznaczana i opisywana jako Chatka AKT.
Tu dygresja: studenckie obozy wędrowne polegały na dwutygodniowej pieszej wędrówce z namiotami (3 osoby na namiot) i z podstawowym sprzętem biwakowym (w tym wielki gar do gotowania posiłków na ognisku). Były organizowane w różnych rejonach Sudetów (jak również w Beskidach, Bieszczadach i w Tatrach) i uczestniczyli w nich studenci zgłaszający się z całego kraju poprzez Zrzeszenie Studentów Polskich.
Wrocławski AKT prowadził turnusy początkowo na szlakach Karkonoszy i Ziemi Kłodzkiej, a później na zaprojektowanym przez Ludwika Wąsa bardzo atrakcyjnym, tzw. Szlaku Zamków Piastowskich.
Na trasie Zagórze – Książ – Cisy – Bolków – Świny – Płonina – Sokoliki – Chojnik – Chatka AKT – Szklarska Poręba – Siedlęcin – Wleń można było urządzać niepowtarzalne biwaki np. na dziedzińcach opuszczonych zamków w Świnach, Bolczowie czy we Wleniu. Na terenie Karkonoszy noclegi były komfortowe: właśnie na stryszku w chatce AKT i czasami w Chacie Morgana na Czarnym Grzbiecie.
Odwiedzając po latach to miejsce stwierdziłem, że Chatka AKT przeszła metamorfozę. Powiększono kubaturę, wydzielono kuchnię, dobudowano balkonik na dawnym stryszku, zmieniono dach. Na dachu są nawet baterie słoneczne wystarczające do zasilenia chatkowej elektroniki. Nad całością czuwa rezydujący stale chatar.
Bliźniaczy do Chatki AKT domek stał nieco na zachód od niej, nad Polskim Potokiem, na wysokości ok. 1100 m n.p.m., poniżej zielonego szlaku między Petrowką i Czarnym Kotłem. 50 lat temu był on w znacznie gorszym stanie niż Chatka AKT i nie był odwiedzany.
Domek ten, zwany później Chatką Noworoczną, zbudowano chyba wg tego samego planu co Chatkę AKT (konstrukcja zrębowa na kamiennej podmurówce, jedna izba na parterze, stryszek, dwuspadowy dach kryty gontem), o czym świadczy fakt, że w latach 60. przeniesiono stamtąd drzwi pasujące do chatki na Bażynowych Skałach.
Wszystkie chatki karkonoskie są położone w pobliżu górnej granicy lasu i były ukryte wśród drzew a przez to trudne do odnalezienia dla „niewtajemniczonych”.
Nawet nazwę „Chata Morgana” (później spopularyzowaną jako Chatka Morgana) wywodzono z analogii do fatamorgany – niektórym się wydawało, że ją z dołu widzą! Chatka ta spłonęła w niewyjaśnionych po stanie wojennym 21. października 1985 r.
Wcześniej, w drugiej połowie lat 60. zniknął Schron PTG pokonany przez surowe warunki panujące w Śnieżnych Kotłach. Po wojnie znajdowała się tam mała, jednoizbowa, drewniana chatka o konstrukcji zrębowej, z płaskim dachem zwana później Chatką PTG.
Stała zanurzona we wspaniale rozrośniętej kosówce, poniżej Śnieżnych Stawków, niewidoczna z zielonego szlaku. Na mapie Meinhold’s Wanderkarte vom Riesengebirge 1:50000 z 1940 r. (dostępnej teraz na portalu Wratislaviae Amici: http://dolny-slask.org.pl/3434258,foto.html?idEntity=3432265) w tym miejscu jest zaznaczona Bergwacht Hütte (chatka straży górskiej).
Wiadomo, że służba ratownicza powstała w Karpaczu już w r. 1908 (z tego powodu GOPR w 2008 r. obchodził 100-lecie ratownictwa w Karkonoszach) i być może Bergwacht była jakąś jej kontynuacją. Nb. na wspomnianej mapie nie ma innych chatek z wyjątkiem Smogorniaka, opisanego po prostu jako Jagdhaus (domek myśliwski).
Później chatka służyła jako stacja Polskiego Towarzystwa Geograficznego. Wzmiankę o niej zamieścił Tadeusz Steć w swoim przewodniku Szklarska Poręba i okolice, (1963); używa tam nazwy Chatka GOPR-u i pisze, że „stanęła w 1935 r. jako siedziba stróża rezerwatu”.
Tę samą datę powstania powtarza w przewodniku Sudety Zachodnie, cz. I. z 1965 r.; tam też, na szkicowej mapce Śnieżnych Kotłów, jest dość dokładnie zaznaczone jej położenie.
Więcej szczegółów jest we wspomnieniu dra Janusza Czerwińskiego, który znał ten schron od końca lat 50. i jako geograf (geomorfolog), i jako przewodnik obozów studenckich: „Chatka PTG (Polskiego Towarzystwa Geograficznego) – nazwa zapewne nadana przez prof. Aleksandra Kosibę (być może przez Stecia, z którym też tam byłem), który korzystał z niej wraz z asystentami (St. Baranowski, G. Wójcik in.) rozpoczynając badania meteorologiczne na Szrenicy, zanim zagospodarowano bunkier na szczycie.
Chatka służyła jako miejsce noclegowe także w latach 60-tych. Sam niejednokrotnie z niej korzystałem wraz z uczestnikami obozów wędrownych. Była jednak znacznie mniejsza niż Wielkanocna. Jej walor podnosiła bliskość wody do gotowania (czego nie było w przypadku Chatki Wielkanocnej).
Była tam piętrowa prycza i to w dobrym stanie.” [Korespondencja prywatna z czerwca 2014 r.]. Ten malowniczo położony domek uległ destrukcji w 2. połowie lat 60., co widać na załączonych obrazkach z lat 1967–1968.
W tym czasie, nieco na wschód i nieco niżej niż dawny schron PTG, powstała obecna Chatka Wielkanocna jako zapewne jedyny taki obiekt wybudowany w Karkonoszach po wojnie. Jej kształt i konstrukcja są podobne do chatki PTG (wystarczy porównać zdjęcia). Różni się podwyższeniem od południa i drewnianym gankiem od zachodu i południa.
Pierwotnie miała też brzydsze, standardowe drzwi, ale za to dwa dość duże okna (1×1 m) osłaniane prymitywnymi okiennicami. Lekko nachylony dach był (i jest) kryty papą, a powierzchnia izby wynosi ok. 3,7 x 4 m. Znajduje się blisko granicy lasu, u wylotu Wielkiego Śnieżnego Kotła, ok. 100 m od zielonego szlaku, na wys. ok. 1250 m n.p.m.
Kiedyś stała wśród drzew, dokładnie ukryta w gęstym lesie. Trudno ją było odszukać nawet przez bywalców; szczególnie zimą i po ciemku, a taka koincydencja była regułą biorąc pod uwagę krótki dzień i komunikację: Wrocław – Sobieszów (PKP + autobus; tramwaj do Sobieszowa zlikwidowano w 1965 r.) oraz Sobieszów – Jagniątków (PKS: przyjedzie – nie przyjedzie).
Chatka została zbudowana latem 1966 r., choć w SGTS (tom 3. Karkonosze, hasło „Wielki Śnieżny Kocioł”) jest podana błędna, późniejsza data: 1967. W 1967 r. nastąpiło natomiast pierwsze „zasiedlenie” chatki, kiedy Janusz Czerwiński – ówczesny prezes Akademickiego Klubu Turystycznego we Wrocławiu – właściwy odkrywca chatki – zdobył w KPN klucz i wraz z dwójką przewodników AKT zrealizował kilkudniowy rekonesans dla zbadania panujących tam warunków.
Cała trójka spędziła w niej, w spartańskich warunkach, wyjątkowo wczesne tamtego roku Święta Wielkanocne (24 – 27 marca). Druga, 4-osobowa grupa (z prowiantem dla całej ekipy!), do której to grupy dołączyłem, nie znała położenia chatki, z Jagniątkowa ruszyła inną drogą i nie trafiła na ślad poprzedników. W rezultacie utknęła w głębokim, mokrym śniegu i po nocnym biwaku zeszła aby wrócić wieczorem do Domku Myśliwskiego.
Ponieważ nie było tam – jak sądziliśmy po własnym niepowodzeniu – naszych kolegów, w Poniedziałek Wielkanocny ruszyłem na poszukiwania, tym razem od stacji wyciągu na Szrenicy i brnąc nieprzetartym szlakiem (zamkniętym?) dotarłem o zmroku do „survivalowców mimo woli” – pełnych werwy, choć nieco wygłodzonych i zziębniętych.
W chatce był wprawdzie mały metalowy piecyk („koza”) ale bezużyteczny, bo… bez wyprowadzenia komina. Była też jedna, zbita z desek, prycza, dwa wiadra, emaliowana miska, siekiera, gaśnica, paczka gwoździ i drobne narzędzia zostawione przez robotników leśnych.
Latem i jesienią 1967, podczas kilku wypadów w Kotły zainstalowaliśmy rurę do piecyka oraz zbudowaliśmy w kącie chaty 2-piętrową pryczę. Prycza była masywna, choć toporna (dosłownie!) – skonstruowana przy pomocy siekiery ze starych desek i przyciętych na miejscu okorowanych pni świerkowych; wszystko w ciągu jednego dnia przez dwóch amatorów ciesiółki.
Dzięki tej pryczy mogło nocować więcej osób i nie trzeba już było spać na podłodze. Z kolei piecyk umożliwiał gotowanie, a zimą pozwalał ogrzać chatkę zaraz po rozpaleniu ognia (rano i tak w czajniku była bryłka lodu). Jako stół służył składany pulpit pod północnym oknem.
Podczas tych pierwszych pobytów założyłem kronikę (zwykły zeszyt w kratkę) wypisując nazwę „Chatka Wielkanocna”, która wydała mi się ładna, nieco tajemnicza i adekwatna do całej historii.
Czas pokazał, że miałem rację: nie wiedzieć jakim sposobem nazwa się rozpowszechniła, do dziś się podoba i w dodatku dla większości stanowi zagadkę. Ta nazwa trafiła na mapy (jest już na mapie Karkonosze 1:75 000 PPWK, 1975; treść turystyczna wg M. Staffy), a od paru lat widnieje nawet na mapach Google, na których w wersji satelitarnej widać też samą Chatkę wypreparowaną z obumarłego, powoli odradzającego się lasu.
Zeszyt stanowił raczej kronikę towarzyską niż książką meldunkową, bo nikt takiej nie wymagał; WOP jakoś nie zaglądał, klucz był dostępny tylko w małym gronie kilkunastu osób z AKT i poza nimi mało kto w ogóle o istnieniu chatki wiedział.
Przed każdym Nowym Rokiem zawsze starałem się zrobić w niej podsumowanie sezonu i żartobliwą statystykę – odwiedzających nie było zbyt wielu, a nazwiska się powtarzały. Podobno te zeszyty kroniki chatkowej (drugi zeszyt – od 1970 r.) znajdowały się później w KPN.
Jeszcze wiosną 1972 roku chatka była w świetnym stanie, a oprócz kronik, czajnika i kilku naczyń, znajdowały się w niej różne dziwne rzeczy, np. duży termometr z podwójną skalą Celsjusza/Reaumura oraz przedwojenny budzik, który wprawdzie nie pokazywał godzin, ale swoim tykaniem wprowadzał domowy nastrój.
Dalsze losy Chatki pod opieką poznańskich wspinaczy opisał tyleż szczegółowo co emocjonalnie Mieczysław Rożek w Biuletynie SOPS („Przy Kominku” nr 7/8 z 2009 roku). Solidnie zabezpieczone wejście (od kilku lat podziwiam nowe kłódki przy każdej bytności obok Chatki), kominek(!), piec, mebelki, podwieszane prycze – aż zazdrość bierze, kiedy się czyta.
Dziwi natomiast opisany tam stan domku jesienią 1972 r. Skąd takie zniszczenia? Wprawdzie losy schronu PTG pokazują, że degradacja w warunkach „patagońskich”, jak je określa Mieczysław Rożek, postępuje bardzo szybko, ale tu chyba zadziałał „czynnik ludzki”, czyli mówiąc wprost – wandalizm jakiś przypadkowych „gości”; rachityczne drzwi nie stanowiły zapewne dla nich żadnej przeszkody. A może to ponowne odkrycie było jednak rok później?! Zagadką jest też uwaga, że ściany były obite płytami – kto i kiedy to zrobił?
Zamiast Chatki Morgana wybierano czasem na nocleg leżącą niedaleko, na stromym zboczu górnej partii Sowiej Doliny, Chatkę Puchatka. Jest z niej stosunkowo blisko do stojącego na samym grzbiecie czeskiego schroniska Jelenka; niestety ta zaleta nie była wykorzystywana jako że schronisko było już „za granicą”, a więc niedostępne dla polskich turystów.
W przeciwieństwie do zacienionej, wilgotnej i dość ponurej Chatki Morgana, Chatka Puchatka miała nieco lepsze otoczenie i oferowała ograniczony, ale ładny widok na Kotlinę Jeleniogórską.
Pod względem rozległości widoku niewątpliwie czołowe miejsce zajmuje wysunięta najbardziej na wschód Chatka Słoneczna. Leży ona na północnym zboczu Skalnego Stołu, ok. 40 m poniżej szczytu, obecnie na skraju zarastającej poręby, dzięki czemu otwiera się stąd szeroki widok na Karkonosze z dominującym szczytem Śnieżki.
Teraz, od wielu lat wszystkie istniejące chatki są zamknięte i zabezpieczone wymyślnymi antabami na drzwiach i okiennicach. Ich odnalezienie w terenie stało się dużo łatwiejsze (co nie znaczy łatwe!) – niektóre daje się wypatrzeć z dołu (pierwszym odkrytym przez wiatrołom domkiem był Schron Pod Śmielcem widoczny nawet ze Szklarskiej Poręby), do innych wiodą dość wyraźne ścieżki odchodzące od znakowanych szlaków.
Wszakże najbardziej „demaskatorska” okazała się mapa „Polskie i Czeskie Karkonosze” w skali 1:25 000 wydana przez. Galileos w 2010 r., na której podano współrzędne GPS wszystkich chatek umożliwiając wytrwałym dotarcie do każdej z nich wybraną przez siebie trasą.
Przez pół wieku zmieniło się też otoczenie – po katastrofalnym huraganie z listopada 1966, który pustoszył Karkonosze, niektóre obiekty znalazły się w centrum trudnych do przebycia wiatrołomów, jak np. Smogorniak nad Srebrnym Potokiem, o czym świadczą zdjęcia wykonane przed i po katastrofie.
Podobnie, na skutek obumarcia lasu została odsłonięta Chatka Wielkanocna (a przy okazji i wspaniały z niej widok!) – wystarczy porównać zdjęcia z lat 1967/8 i współczesne.
W innych miejscach upływ czasu zadziałał przeciwnie: rosnący las ukrył to, co przedtem było widoczne. Najlepszym przykładem są chatki Noworoczna i AKT, a także pobliskie całkiem spore skałki będące kiedyś znakomitym punktem widokowym, które obecnie są zupełnie zasłonięte przez rosnące przy nich świerki.
Oprócz czynników naturalnych, zmiany wprowadzał człowiek a dokładniej różne stowarzyszenia i organizacje, które w uzgodnieniu z Karkonoskim Parkiem Narodowym użytkują te obiekty. Pełny wykaz takich „instytucji opiekuńczych” i kontaktów z nimi znajduje się w Internecie pod adresem http://www.totalnaasymilacja.org/ choć nie wiem, czy wykaz jest aktualny.
Większość chatek w miarę postępującej degradacji jest prowizorycznie naprawiana, wymieniane są drzwi i zabezpieczenia, łatane dachy. Metamorfozę przeszedł Smogorniak, a prawdziwą przebudowę – Chatka AKT.
Odwiedzając latem 2011 r. chatki karkonoskie usiłowałem porównać stan zachowania do tego sprzed lat i odnaleźć atmosferę przygody, pewnej tajemniczości i ekskluzywności. Fotograficzne wyniki tego przeglądu wszystkich chatek karkonoskich jak i moje zdjęcia i szkice (już archiwalne!) umieściłem na stronie stowarzyszenia Wratislaviae Amici pod adresem: http://dolny-slask.org.pl/553383,Przesieka,Chatka_AKT.html – zachęcając innych do uzupełnień.
Do kompletu dodałem tam również informację spoza Karkonoszy – o Chatce Pod Śnieżnikiem. Ten malowniczy, dość duży obiekt znajduje się na północny wschód od szczytu Śnieżnika, nad Lejem Wielkim, przy dróżce stanowiącej granicę rezerwatu.
O dziwo, chatka jest dostępna bez specjalnego klucza, widać że często odwiedzana, we wrześniu 2011 była wysprzątana, a w kuchni znajdowały się elementarne zapasy do użytku zbłąkanego wędrowca – jednym słowem: kultura!
Przy okazji tego przeglądu widać, że w tym roku jest 90-lecie Domku Myśliwskiego, w 2016 r. 50-lecie będzie obchodziła Chatka Wielkanocna, a dwa lata później 110-lecie – Chatka AKT, jest więc okazja do świętowania jubileuszy. Może do tego czasu uda się też ustalić wiek innych obiektów – tak miłych sercu dawnych i obecnych bywalców.
Tekst i zdjęcia – Witold Komorowski. Wrocław, w czerwcu 2014.
Powyższy tekst ukazał się w Biuletynie „Przy Kominku”, nr 2 (10) 2014 wydawanym przez Stowarzyszenie Ochrony Przyrody „Smogorniak” i jest dostępny w pierwotnej formie pod adresem:
http://kamienne-krzyze.dwspit.pl/wp-content/uploads/2015/07/Chatki-Karkonoskie-NEW.pdf
Stowarzyszenie Ochrony Przyrody „Smogorniak” nie wyraża zgody na przedruk tego materiału. Wyraziliśmy zgodę wyłącznie Autorowi – Panu Witoldowi Komorowskiemu na umieszczenie pdf na Jego stronie – do pobrań prywatnych. Przedruk materiału na Państwa portalu jest bezprawny. Redaktor naczelna Biuletynu SOPS Przy Kominku – Ewa Mokrzycka-Moc.
Artykuł i ilustracje otrzymaliśmy bezpośrednio od autora w pliku tekstowym (doc a nie pdf). Po dokonaniu składu i przygotowaniu ilustracji opublikowaliśmy materiał. Według autora dokonał on korekty tekstu publikowanego na Waszych łamach. Prawie wszystkie ilustracje były edytowane na potrzeby naszej publikacji. Reasumując nasza publikacja nie jest przedrukiem z Waszego wydawnictwa, a nowszą autorską wersją. Na końcu artykułu podajemy informację o wcześniejszej publikacji.
Co innego sprawa praw autorskich na wyłączność publikacji. Jeśli Wasza Redakcja takie posiada to je uszanujemy. Prosimy zatem o przedłożenie stosownego dokumentu.
Andrzej Ploch
Redaktor Naczelny
Nie mogę ingerować jeśli Pan Witold Komorowski tak zdecydował. Pozostaje mi tylko żałować, że ważniejszy jest ciekawy temat niż dobro obiektów. Wielka szkoda.
Trochę Pani nie rozumiem. Naszym celem jest popularyzacja tematyki karkonoskiej, a szczególnie szeroka publikacja archiwaliów. Artykuł jest często czytany, o wcześniejszej publikacji autor wspomina. W czym zatem Pani widzi problem?
Chatki istnieją dzięki ludziom którzy o nie dbają, oraz dzięki pamięci z której nie zostały wymazane przez powszechną pop-kulturę. Utrzymywanie „tajemnicy” na nic się zda, bo jak zaznaczył autor pewne wydawnictwo podało ich dokładną lokalizację współrzędnymi GPS.
Panie Andrzeju – jak nazwa wskazuje – opiekujemy się jedną z nich. W lipcu mieliśmy ostatnie włamanie. Zwiększanie zainteresowania poprzez publikacje w Sieci i na FB – dla opiekunów obiektów oznacza problemy (niszczenie mienia, śmiecenie, włamania). Dla KPN-u – poruszanie się turystów poza szlakami w celu ich odszukania, bo karkonoskie chatki mają szczególną sytuację – nie są ogólnodostępne. W naszej gazecie często o nich piszemy, i o ich historii – ale Biuletyn SOPS – mimo, że jest czasopismem elektronicznym – nie jest dostępny w Sieci – własnie dlatego. Rozprowadzamy go sami bezpośrednio do Czytelników – lub można go czytać na miejscu w bibliotekach – gdzie jest archiwizowany zgodnie z wymogiem (BN, JB, JBC). Kto jest zainteresowany – odszuka – ale zwiększając zainteresowanie tematem narażacie obiekty na częstsze akty wandalizmu. Nie służy to nikomu.
Mój szacunek za bezinteresowną opiekę. Co do wandali, to można ich surowo karać, lub edukować. Osobiście jestem zwolennikiem drugiej metody.
Kiedyś zdobywając szczyty znajdowałem na nich cynkową puszkę z ołówkiem i notesem. Czułem się wyróżniony, że mogłem się tam dopisać. Najbardziej jednak urzekała mnie sytuacja, że jak wynikało z wpisów leżała tam już od wielu wielu lat. Myślę, że to nie tylko wynik poczucia elitarności, ale głównie wysokiej samoświadomości odwiedzających pozwolił puszce tam tak długo trwać. Budujmy ją zatem jako dobro wspólne.
Jeżeli mogę się wtracic do tej dyskusji: a nie przyszło wam do głowy ze chatki są deplorable także dlatego, że w wandalach rodzi się frustracja ze nie da ogólnodostępne a zawlaszczone przez pewne grupy ludzi które, jak to często ma miejsce w podobnych sytuacjach, bywaja niedostępnym z zewnątrz kółkiem wzajemnej adoracji? Pół biedy jeśli o change się dba i korzysta na co dzień tudzież udostępnia ja publice pod nadzorem, ale jeśli chatka używana jest sporadycznie przez grupę wybrańców a poza tym czasem stoi zamknięta na kłódkę to nic dzinego, że ludzi to irytuje (mnie też, choć oczywiście do wandalizmu bym się nie posunal).
Ciekawym porównaniem jest sytuacja chatki pod snieznikiem, która, choć jej stan odbiega od podobnych schronow w innych krajach, nie jest systematycznie niszczona… Podobna sytuacja występuje w przypadku szalasow w Beskidzie sadeckim które w swoim czasie znałem….
Tam do chattel nie łaza znudzeni dresiarze z cieplic, to są jednak w pewnym sensie turyści i jestem w stanie zrozumieć ich frustrację : dowiedzieli się o istnieniu chatki, doszło a tam skobel i łańcuch… Naprawdę nie oplacaloby się wam po prostu zostawiać chatki otwarte tak jak to ma miejsce w cywilizowanych krajach? Tylko ze wtedy juz nie byłyby one takie “elitarne”, co?
Dziękujemy. Ja natomiast przepraszam za pierwsze uniesienie – temat drażliwy.
Jest Pan idealistą zatem, a my nabijamy kasę producentom kłódek – za każdym razem gdy np. Pan K. Tęcza coś opublikuje w tej materii. Po Państwa artykule będzie podobnie. Po ponad 30 latach opieki – nie mamy złudzeń co do ludzkiej natury. Szkoda – bo przecież kiedyś było inaczej i szacunek był większy.
W wysokie góry nie chodzą “niedzielni imprezowicze”, a w naszym przypadku karać nie ma kogo – chyba, że na “gorącym uczynku”… Edukacja to długa droga i właśnie takie zadanie ma również nasza gazeta – niemniej należy robić to rozważnie i odpowiedzialnie, z wyraźnym określeniem celu, a czasem i odbiorcy.
Pozdrawiam serdecznie. Ewa M-M
Jeszcze była Chatka Wiaterna.https://youtu.be/FvW6BAEAq7g ihttps://www.facebook.com/photo.php?fbid=1022615024455516&set=p.1022615024455516&type=1&theater
Jest jeszcze Chatka Sylwestrowa Politechniki Wrocławskiej, jakies 5 lat temu była w średnim stanie, nie wiem jak teraz. Znajduje się koło Spalonej, z trzech map, które miałem, była tylko na jednej, ale… niewłaściwie zaznaczona 😉
Czy ktoś coś wie o historii tej Chatki?
Az sobie zapisałem do pdfa. Bardzo ładne opracowanie
Ciekawe czy ktos pamieta z lat 70 prowadzacego chatke AKT na Hutniczym stoku Krzyska o pseudonimie Dziki, jacy fajni ludzie wtedy tam przyjezdzali…
Najlepiej zamknąć, zabronić,zakazać. Może dlatego że jest to łatwiejsze niż edukowanie ludzi. Nie ważne że wandale to może jeden promil wszystkich turystów. Cierpią wszyscy, odpowiedzialność zbiorowa. A tymczasem kilka wrażeń z moich spotkań z chatkowiczami (kiedyś odwiedziłem parę chatek w Karkonoszach): w jednej na moje pytanie czy mogę zrobić zdjęcie chatki, w niegrzeczny sposób odburknięto mi “NIE”. Na nic zdały się tłumaczenia że to do zbiorów prywatnych,na pamiątkę, że nie będzie publikowane. W innej akurat była jakaś libacja – podchmieleni chatkowicze stali na ganku i widząc przechodzącego turystę puścili wiązankę drwiących inwektyw pod jego adresem. Widziałem że ich to bardzo bawiło, mnie – nie. Nic nie niszczyłem, nawet nie wchodziłem do środka, tylko przechodziłem. A ponoć chatki to takie klimatyczne miejsca dla prawdziwych turystów. Nasuwa się refleksja, czy pani Ewa Mokrzycka-Moc i inni “obrońcy chatek” chcą zachować je w tajemnicy ze względu na rzeczywste zagrożenie ze strony wandali, czy po prostu chcą ukryć to co się tam dzieje a co niekoniecznie ma związek z turystyką ?
turysto z daleka – chciałbym się z tobą solidaryzować i ubolewać w związku z opisaną sytuacją, ale mogę jedynie wyrazić swoje oburzenie w związku z powiązaniem jej z osobą EMM piszącą tu z imienia i nazwiska. To podła insynuacja bo nie ma Ona nic wspólnego z chatką posiadającą ganek. Inni Turyści z daleka i bliska – dostępność karkonoskich chatek (oprócz jednej leżącej poza KPN) reguluje Zarządzenie Dyrektora KPN, potwierdzone Rozporządzeniem Ministra Ochrony Środowiska, a korzystanie z nich odbywa się w oparciu o dodatkowe rygorystyczne zasady, których muszą przestrzegać opiekunowie obiektów, a których absolutnie w praktyce nie przestrzegają przygodni turyści (o zbieraczach jagód i innych przygód nie wspominając). Wszelkie uwagi i pretensje dotyczące funkcjonowania tych obiektów należy zatem kierować pod właściwy adres (w zasadzie, ostatecznie do Sejmu RP bo Minister i “Park” jedynie wykonują właściwą Ustawę). Ponad 40 letnie doświadczenie związane z większością opisanych przez autora chatek pozwala mi zwrócić taką uwagę z pełną odpowiedzialnością.
Najlepiej wszystko pozamykac, zabronić. W czym jakas grupa jest lepsza ode mnie, skoro ja tam nie mogę wejść? Weźcie sobie te chatki do domu, skoro chcecie je mieć tylko dla siebie…
National Trust for Places of Historic Interest or Natural Beauty – brytyjska organizacja zajmującą się ochroną zabytków i przyrody. Sytuacja jest tam prosta. Jeśli masz Pałac (chatkę) i chcesz otrzymywać dotację na jej utrzymanie, to jednym z warunków jest udostępnianie obiektu zwiedzającym co najmniej raz w tygodniu.
Chyba tylko dlatego zwiedziłem kilka niedostępnych prywatnych posiadłości.
@ Andrzej Matusiak:
Ale “turysta z daleka” pisał o wszystkich walczących o utajnienie chatek, nie tylko pani Ewy MM. Ją wymienił z nazwiska zapewne dlatego, że jako jedyna z zarządzających chatkami zabiera głos w tym wątku podpisując się imieniem i nazwiskiem , niejako stając się reprezentantem wszystkich właścicieli chatek.
Jest więcej chatek poza KPN. A jeśli chodzi o chatki w KPN – jakie to ważne dla ochrony przyrody zadania wykonują osoby urzędujące w tych chatkach, że oni mogą chodzić po parku poza szlakami a inni turyści nie? Jeśli prawdą jest że odbywają się tam libacje to powinno się raczej przed takimi ludźmi zamykać góry niż dawać specjalne przywileje.
Pisanie o przepisach w KPN których “absolutnie w praktyce nie przestrzegają przygodni turyści” to już jest prymitywne generalizowanie marginesu zachowań na wszystkich i zwykłe rozpowszechnianie nieprawdy. Spotykam na szlakach mnóstwo turystów i zdecydowana większość z nich potrafi uszanować przyrodę i czyjeś mienie. Jak widać 40 letnie doświadczenie tylko w chatkach to za mało, żeby poznać turystów. Choć może niektórym wygodnie jest wierzyć w turystów jako sprawców wszelkiego zła, tak jak niektórzy za wszystko obwiniają […], masonów albo rowerzystów.
Poza tym, czy ktoś z walczących o utajnienie chatek pomyślał, że znajomość położenia takiej chatki może niejednemu turyście uratować życie w razie np. nagłego załamania pogody, kontuzji, wypadku? Wpisanie danych GPS chatek do telefonu i już mamy kilkanaście dodatkowych miejsc mogących stanowić potencjalne schronienie w razie zagrożenia zdrowia lub życia.
Kolego (turystycznie) Ryszardzie 🙂
Proszę przeczytać obydwa posty z uwagą, ku lepszemu zrozumieniu.
@Turysta z d… na podstawie jednego incydentu, przy jednej chatce z gankiem – faktycznie ganek ma jedna, leżąca poza Parkiem, dwie inne mają niezadaszone podesty, pozostałe zabudowane przedsionki – wywiódł ocenę dla wszystkich pozostałych, a Koleżankę Ewę w tej sugestii “wyróżnił”.
Oczywiście jest więcej chatek poza KPN, ale nie w Karkonoszach (“w górach”).
Z nieuważnego czytania wynika też zarzut “prymitywnego generalizowania” – nie pisałem o przepisach w KPN (ogólnych) dotyczących turystów tylko szczególnych i rygorystycznych zasadach obowiązujących organizacje opiekujące się chatkami.
Jest zasadnicza różnica między “utajnianiem chatek”, a zwracaniem uwagi na problemy wynikające faktycznie z ich “reklamy w sieci” i żeby to zrozumieć trzeba mieć doświadczenie, ale wystarczy też odrobina wyobraźni.
Skoro chatki (poza jedną) leżą na obszarze parku narodowego, poza znakowanymi szlakami, to sam autor artykułu chyba złamał prawo chodząc po Karkonoszach i dokumentując ich stan, robiąc zdjęcia etc.? Równocześnie publikacja takiego artykułu może stanowić zachętę do łamania prawa dla innych. Czy w takim razie nie należało by zgłosić autora do odpowiednich organów ścigania zamiast publikować jego artykuł, będący w istocie dowodem złamania prawa? Wiem że nie niektóre parki narodowe ścigają np. autorów zdjęć w internecie zrobionych w miejscach zabronionych. Dlaczego w Karkonoszach są równi i równiejsi?
A czy nie pomyślał Pan, że aby zejść ze szlaku po prostu można napisać podanie do KPN z sensownym uzasadnieniem? Już by Pan wieszał na suchej gałęzi, najlepiej autora, no i aby było politycznie poprawnie, to z pobudek EKOlogicznych.
Panie Andrzeju, KPN nie wydaje zezwoleń na zejście ze szlaku z powodu, że ktoś chce zobaczyć chatki. Zezwolenie uzyskuje się ze względu na prowadzone badania naukowe, ochronę środowiska, konieczność wykonania niezbędnych prac w terenie, ratowanie ludzi (GOPR), czasami dostają wspinacze skałkowi (ale też nie wszyscy). Prawo obowiązuje wszystkich. Chyba że pan uważa inaczej?
Jest oczywiste, że zwykli zjadacze „grillowanych kiełbasek” chodzą po szlakach. Poza szlakiem realizuje się jakąś użyteczną misję. Nikt tego nie neguje. Pamiętajmy jednak, że Park jest dla ludzi, a nie na odwrót.
Szanowni Państwo – Ci z nazwiska i Ci bez – (chociaż z trollami zazwyczaj nie rozmawiam). Punkt widzenia zależy od… – wiadomo od czego… Jest wiele miejsc w Polsce, gdzie dla chronienia dobra narodowego nie wszyscy mamy dostęp. Stale lub czasowo. Bywa, że organizacje, fundacje itp. uczestniczą w zachowaniu tego dobra – działając społecznie. Jedni postrzegają to jako powód do pochwały, innych w oczy kole – “bo oni mogą , a ja nie…” Wszystkich nas obowiązują te sama zasady – dbałości o to co wspólne – dla przyszłych pokoleń. Jeśli ktoś czyni to z serca, przedkładając dobro wspólne nad własne – należy mu się szacunek, co słusznie zauważył Pan Andrzej Ploch: “Andrzej Ploch w dniu 2015/08/22 o 12:45 powiedział:
Mój szacunek za bezinteresowną opiekę.”
Orys: Chatka pod Śnieżnikiem jest w coraz gorszej sytuacji. Naprawiono tam ostatnio piec – ale są plany jej rozłożenia. Po reklamie (profil) na FB i wcześniejszej – “grupie otwartej” – Bywalcy skarżą się na wzmożone ilości śmieci, które potem Lasy przypisują Im.
Jest w Polsce wiele chatek. Przemijają bo zmieniają się czasy. Organizacje rezygnują z ich utrzymywania (remonty w takich miejscach to duży wysiłek). Przejmują je pasjonaci albo przerabia się je na agroturystyki lub po prostu znikają.
Karkonoskie chaty stoją – bo są usytuowane na terenie prawnie chronionym i skupiają organizacje społeczne, które utrzymują je w dobrym stanie. Członkowie tych organizacji nie mogą sobie “chodzić po całym Parku” – a jedynie dojść do wyznaczonego miejsca. Wyjątkiem jest Chatka AKT – stojąca na terenie Lasów – nie Parku – i tam turysta ma dostęp, może poczuć chatkowy klimat, itd…
Powstaje pytanie – czy wolelibyśmy aby chatki zamieniły się w kolejne schroniska? ; zniszczały? ; czy służyły do pracy Parkowi, naukowcom, studentom, wolontariuszom i ludziom zaangażowanym społecznie w ochronę przyrody – zbłąkanego turystę goszcząc herbatą i… skierowaniem na szlak.
Co do ratowania życie w górach – opiekunowie chatek są w kontakcie z GK GOPR. W Karkonoszach jest największa w Polsce sieć schronisk. Szlaki są b. dobrze utrzymane. Jeśli turysta się zabłąka – nikt mu schronienia nie odmówi, ale nie taka jest rola tych obiektów. Jedni to szanują – inni nie i nie jest to kwestia “elitarności” – tylko dojrzałości, odpowiedzialności i zaangażowania w troskę o dobro wspólne.
Hmm, dużo chodzę po górach, a grilla nie mam. Do chatek też zgodnie z przepisami KPN pójść nie mogę. Więc kim jestem?
Panie Andrzeju, dlaczego zakłada pan, że każdy turysta to “zjadacz grillowanych kiełbasek”? Z pańskich wpisów wyraźnie prześwieca podział na “lepszych” i “gorszych” w górach. Dokładnie to przeciw się pan buntował wcześniej: że jedni do chatek mogą wchodzić, a inni nie. Zasada Kalego? Mnie zabraniają gdzieś iść to źle, ale jak ja czerpię zyski z artykułu w którym popularyzuje się łamanie prawa to dobrze.
Według prawa turyści nie dzielą się na “zjadaczy grillowanych kiełbasek” i tych z “wyższą misją”. Wszyscy są równi. Warto o tym pamiętać.
Jeśli na prawdę chce Pan odwiedzić którąś z chatek proszę skontaktować się z opiekunami. Myślę, że jeśli Panu zależy to z pewnością osiągnie Pan cel. Proszę mi też wierzyć, że dla wielu turystów, zwłaszcza z dziećmi, ważniejsze od błąkania w zaroślach jest wejście na jeden z punktów widokowych i tam nabycie dziecku batonika. To nie grzech ani dyshonor. Turyści są różni i różne mają potrzeby. W Panu odzywa się lewacka potrzeba zrównywania ucznia i profesora, rodzica i dziecka, mieszkańca i obcokrajowca – ale to droga donikąd. Są różni turyści i w ich koegzystencji jest piękno którego zwieńczeniem jest pozdrowienie „Dzień dobry”. Nie ma tu gorszych, czy lepszych.
Opiekunowie nie mają w tym temacie nic do powiedzenia, bowiem przepis zakazujący schodzenia w parku narodowym ze szlaków może uchylić dyrektor parku a nie chatar jakiejś chatki. Pan zwyczajnie nie zna przepisów obowiązujących w górach. Batonika na niewielu punktach widokowych da się kupić. Chyba że myli pan punkty widokowe ze schroniskami. Swoją drogą jak to łatwo wypowiadać się o potrzebach innych, zapewne generalizując swoje własne upodobania. Skoro równość wobec prawa uważa pan za “lewacką potrzebę” to tak samo wprowadźmy różne interpretacje prawa dla złodziei, zabójców, gwałcicieli itd., w zależności np. od tego czy ktoś jest uczniem czy profesorem. Choć takie podejście w mentalności niektórych tkwi od dawna, czego pochodną są potem liczne przekręty, o których dowiadujemy się z mediów. Gratuluję stosunku do prawa, jego znajomości też.
Nie chciałbym popaść w jakiś bełkot, ale nie wiem, czy zauważył Pan, że ten sam czyn Sąd może różnie interpretować i jest to prawnie dozwolone. Pomimo, że wobec prawa wszyscy są równi itd.
O sądownictwie też ma Pan niewielkie pojęcie. Albo to jakiś celowy trolling – na zasadzie, że muszę coś napisać, mimo że nie mam nic sensownego do powiedzenia. Jeśli jakiś przepis został złamany, to sąd nie może ot tak sobie odstąpić od wymierzania kary, według własnego widzimisię. Nie po to mamy spisane prawo, żeby wyroki były arbitralne. Czytam Pańskie wpisy i dochodzą do wniosku, że coś takiego jak praworządność jest panu zupełnie obce.
Grzegorz Przemyk – nie wiem czy Panu mówi coś to nazwisko w aspekcie Pana wpisu?
Zapomniał pan dodać, że Grzegorz Przemyk to jest historia z czasów PRL-u i głębokiej komuny. No chyba że pan mentalnie dalej żyje w poprzedniej epoce i takie też jest pana rozumienie prawa.
znam trochę chatkowiczów ( kiedyś odwiedzałem chatki ,na szczeście szybko się wyleczyłem z tej “elitarnej ” formy turystyki) . Nie oszkujmy się -te chatki wcale nie służą celom o których pisze pani Mokrzycka – Moc. Zwykle gromadzi się w nich specyficzny element. Nie sposób przyjść do chatki na przyklad bez procentów w plecaku,później oczywiście za kołnierz się nie wylewa. To niemalże ” tradycja” -w górach czymś się rozgrzac przecież trzeba.Do tego wsechobecny brud,klimat ciągłej biby,taplanie się we własnych wydzielinach,coraz częściej eksperymenty z narkotykami czy innymi dopalaczami. Głosne ryki podpitych pensjonariuszy do późnej nocy to normalność.Takie ustronne miejsca świetnie nadają sie do odreagowania dla półdzikiego “elementu”. Niech nikt się nie łudzi że ścigają tam romantyczni miłosnicy przyrody z gitarami .Wszelcy “obcy ” rzadko są mile widziani . A ile chatek spłoneło z powodu zaprószenia ognia przez samych chatkowiczów ? wiele cudem nie strwaił ogień ( osobiście uczestniczyłem w ratowaniu jednej). Pani Mokrzycka może sobie oczywiście pisać że za wszystkie szkody winni są turyści i nazywac tych z którymi się nie zgadza trollami. Prawdziwi turyści właśnie omijają chatki z daleka bo niczego poza szczeniackimi wygłupami tam nie dostana.
Ale Pan “nasikał do tej wspólnej miski”. To musiała być wielka trauma.
Ależ merytoryczna odpowiedź! Sam atak ad personam przy użyciu niewybrednych słów. Panie Andrzeju – po kim jak po kim ale po panu się tego nie spodziewałam.
Nie znam osobiście P. A. Plocha, ale nie skomentowałbym tego celniej i delikatniej. Akurat w chatce, którą obecnie się opiekujemy, incydent pożarowy miał miejsce w okresie kiedy była regularnie wykorzystywana na pobyty grup “oazowych” i harcerzy pod opieką księży. Jak do nich pasuje cały “rys psychologiczny” chatkowych bywalców, pozostawiam racjonalnej ocenie Szanownych Czytelników. Zgroza, “krokusiku”, pewnie jeszcze podawałem (czy P. EMM) tobie rękę, a prawdopodobnie nawet słuchałeś jak Ona gra na gitarze. Może też odważyłbyś się pójść na zebranie Klubu Wysokogórskiego, wedle uznania, w Poznaniu, Jeleniej czy Wrocławiu i powtórzyć swój wywód osobiście?
A ja jestem przekonany, że doskonale znasz Andrzeja Plocha. Nawet jak nie osobiście, to wszyscy wiedzą, że jesteście z tego samego środowiska, więc ręka rękę myje. Jeśli się zgadzasz z jego odpowiedzią wyjątkowo prymitywną, to znaczy że obaj cechujecie się tym samym poziomem kultury. Zresztą to widać też po twoim wpisie. Smutne, że takich mamy ludzi w branży turystycznej w regionie, w tym kontekście nie dziwią mnie wasze ciągłe wojenki (zorientowani dobrze wiedzą co mam na myśli). A “krokusiku” to możesz sobie mówić do swojej żonki, Andrzejku.
Dobrze że się przedstawiłeś, przynajmniej wiem, komu ręki nigdy nie podam.
Z przykrością muszę stwierdzić, że nie zrozumiał Pan nic z tego co napisałem. Czasem trzeba lakonicznie, aby nie „rozwodnić” tematu.
(Pisząc „kawę na ławę” – „zły ptak co swe gniazdo kala”)
Walcząc o kulturę po chamsku wciąga Pan w dyskusję osoby trzecie, a wyrażenie „żonka” bynajmniej nie jest uprzejme.
Przy takim spiskowym podejściu do tematu artykułu proponuję aby zakończył Pan ten osobisty wątek finalizujący się w nie podawaniu ręki.
Ps. Tak na marginesie chełpienie się faktem, że się komuś anonimowo przyp. to dopiero jest hejt. Proszę to przeanalizować bo niedługo będzie za późno. Następnym etapem będzie „zglanowanie” leżącego, ale już jak najbardziej w realu.
Przedrzeźnianie czyichś nicków też z pewnością nie świadczy o czyjejś kulturze. Tak samo pisanie do kogoś, że gdzieś nasikał czy imputowanie mu właściwości, które bardziej kojarzą się z psychiatrą niż rzeczowymi argumentami. Mimo że dla pana mogą takimi być. Zanim następnym razem zarzuci pan komuś brak uprzejmości, proszę wcześniej sprawdzić czy samemu ją posiada. Bez względu na to czy podpisuje się pan swoim imieniem i nazwiskiem, anonimowo jako “moderator” czy jeszcze jakoś inaczej.
Aha, i proszę nie straszyć, bo to pana postraszono paragrafami (które, zapewne w trosce o kulturę dyskusji, usunął pan z komentarzy).
Większość chatek jest w takich miejscach, gdzie akurat schronisk brakuje. Więc w razie zagrożenia mogłyby stanowić miejsce schronienia, przeczekania burzy itd. Tylko ilu turystów o tym wie, skoro opiekunowie chatek z takim zaangażowaniem walczą o ich ukrycie, jakby to był pociąg pełen złota? To chyba taki polski ewenement, że takie obiekty ukrywa się przed ludźmi. Albo pokłosie jakiejś specyficznej, ksenofobicznej mentalności. Niektórym turyści tylko przeszkadzają. Z tymi zniszczeniami bym nie przesadzał, zawsze to jest tylko margines zachowań. Przy czym jak słusznie zauważyli poprzednicy, wiele zniszczeń powodują sami bywalcy chatek. Sama Ewa M-Moc pisze o śmietniku w Chatce pod Śnieżnikiem. Przecież to nie robota przechodzących osób, tylko bywalców chatek. Zniszczenia po prostu trzeba naprawić jak się pojawią. Skoro ktoś zdecydował się wziąć pod opiekę daną chatkę, to wiążą się z tym też określone obowiązki, a nie tylko same przyjemności. Życie i zdrowie ludzkie jest cenniejsze niż np. wyważone okno. Ale najłatwiej pozamykać na kłódki, otoczyć kolczastym płotem i jeszcze postawić psa, żeby pilnował. Tylko o kim to źle świadczy?
Jak widać niektórzy nadal żyją w przekonaniu, że w parkach narodowych są lepsi i gorsi. Widać to po komentarzach co poniektórych. […]
»
Może takie ma Pan obserwacje, ale wnioski są zbyt daleko idące i nieprawdziwe.
Moderator
Co jest nieprawdziwego? Że jest pan wydawcą czasopisma KPN i w związku z tym broni pan parku, w tym osób mających tam specjalne przywileje? Widać prawda zabolała skoro komentarz został ocenzurowany. Szkoda że tym razem “moderator” nawet nie miał odwagi się podpisać.
Panie Januszu Gajdko, nie jestem wydawcą czasopisma KPN. Pisze Pan nieprawdę.
“nie jestem wydawcą czasopisma KPN”
A kto jest?
»
Zgodnie z Sądowym Rejestrem Czasopism:
Wydawcą wersji drukowanej czasopisma „Karkonosze” jest:
Karkonoski Park Narodowy z siedzibą w Jeleniej Górze
ul. Chałubińskiego 23
58-570 Jelenia Góra
Strona internetowa http://www.e-karkonosze.eu
„Typoscript” Studio Wydawniczo-Typograficzne Andrzej Ploch
53-006 Wrocław, ul. Wojszycka 15
Dane te są umieszczone na podstronie „O nas”.
Do roku 2013 Wydawcą czasopisma był „Typoscript”, stąd może to nieporozumienie.
Pan Janusz szermował w stosunku do innych słowem „odwaga”. Gdyby miał z nią problem,
nadal pisząc imienne fałszywe oskarżenia w stosunku do innych, to możemy utajnić jego namiary.
Moderator
Szanowny Panie Andrzeju – proszę pisać swoje komentarze pod własnym imieniem/nazwiskiem/nickiem, zamiast wkładać mi w usta słowa, których nie powiedziałem. To tak a propos odwagi. Ja nie jestem moderatorem. Usunął Pan fragment mojego komentarza, a w zamian dopisał własny, nawet się nie podpisując. Tak się nie robi.
Pisałem też, że ujawnienie danych osobowych internauty bez jego zgody jest złamaniem prawa. Jak widać łatwiej przychodzi Panu ujawnianie personaliów innych niż swoich. Smutne to bardzo. Proszę zadbać lepiej o swoją odwagę, a nie czyjąś.
Ciekaw jestem, która część mojego komentarza (zapewne łamiąca jakiś regulamin, pytanie jaki: uniwersalny czy własny moderatora) teraz się nie ukaże i dlaczego. To jest właśnie dowód do jakich skutków prowadzi arbitralne rozumienie prawa.
PS. Maila Panu nie podam – niech chcę, żeby mnie Pan później obsmarowywał w internecie, wyszukawszy przy pomocy Google imię i nazwisko.
Jeśli ktoś bezpodstawnie i niesłusznie próbuje pisać anonimowo donos korupcyjny na osobę trzecią, to chciałbym, aby zdawał sobie sprawę, że internet nie jest anonimowy i o to w całej tej sprawie chodziło. Anonimowe wylewanie swoich życiowych frustracji, zwane hejtem, to ostatnio coraz częstsza praktyka. Kpienie sobie z cudzej godności przeradza się w strach, gdy okazuje się, że zasłona anonimowości zniknęła, a raczej nigdy jej nie było.
Pozdrawiam
Ps. Osoba postronna czytająca ten wątek może mieć problem ze znalezieniem sensu tej wypowiedzi, a to dlatego, że Moderator nie dopuścił do publikacji oskarżeń, o których mowa.
[…]
Ci, którzy wybiórczo traktują prawo, zazwyczaj lubią też bawić się w stróża prawa i moralności.
[…]
Normalnie jest tak, że moderator interweniuje po uzyskaniu WIARYGODNEGO zgłoszenia (od osoby bezpośrednio związanej ze sprawą). Tutaj moderator wie lepiej co jest prawdą, a co kłamstwem i sam usuwa co mu nie odpowiada.
No i zawsze można nazwać hejterem kogoś, kto demaskuje patologie u ludzi żyjących z naszych podatków. Hejter – bardzo modne dzisiaj słowo i zdecydowanie nadużywane, szczególnie wśród tych którzy nie rozumieją jego sensu.
»
Z tego, co Pan pisze, wynika, że zna Pan temat usuniętego wpisu i pomimo wszystko chce go anonimowo upublicznić. Jeśli już musi Pan to zrobić, to proponujemy bezpośredni kontakt z Prokuraturą. Jak przyjdzie Panu udowadniać „demaskowane patologie”, to zrozumie Pan nasze postępowanie. Powtarzam, nie jesteśmy miejscem anonimowego oskarżania osób fizycznych. Po prostu nie mamy czasu na ciągłe odpowiadanie pismem na wnioski Prokuratury o ujawnienie IP anonimowego oskarżyciela.
Moderator
Mój komentarz też ocenzurowano. Bo napisałem, że niektórzy widzą w turystach źródło wszelkiego zła tak jak inni w […], masonach albo rowerzystach. […]
»
To temat tabu na naszym turystycznym portalu. Jest wiele blogów z tą tematyką, na których może Pan bez skrępowania poruszać te tematy.
Moderator
No tak, podstawę prawną, którą podałem, moderator oczywiście usunął. Czyżby się czegoś bał?
Wystarczająco dużo pan sam napisał na temat usuniętego wpisu, żeby wiedzieć jakich zagadnień on dotyczył.
Proszę napisać o prawie do obrony osoby pomówionej anonimowo. Myślę, że razem będą lepiej wyglądały. Stosując wybiórcze cytaty wypacza Pan rzeczywistość.
A pan co – taki obrońca prawa się zrobił? Ktoś kto sam wcześniej pisał że są w parku równi i równiejsi. Skąd pan wie, że to pomówienia a nie prawda?
Cytatów trudno nie podawać wybiórczo. Co nie znaczy że tendencyjnie. Podałem też link do strony z całym artykułem gdzie każdy mógł sobie sprawdzić. Proszę nie tłumaczyć się jak dziecko.
Jak prawo czegoś mi zabrania, to można je omijać. Jak jakiś paragraf jest po mojej stronie, to wtedy wielki krzyk, gdy ktoś o nim nie informuje. Taka moralność Kalego albo mentalność rodem z głębokiej komuny. A na pewno to jest właśnie wybiórczość w stosowaniu prawa.
dajcie spokój z dyskutowaniem tutaj. widać przecież że gość który to moderuje ma nie po kolei w głowie
Też myślę, że dyskusja zbyt odeszła od tematu artykułu i przez to straciła sens.