Spod jeleniogórskiego ratusza na Wieczorny Zamek
Celem pierwszej wędrówki rozpoczynanej na jeleniogórskim Placu Ratuszowym jest położona na Wysokim Grzbiecie Gór Izerskich grupa skalna o nazwie Zamek Wieczorny, wiązana z legendarną, mającą się tu niegdyś znajdować jakąś budowlą, być może kaplicą, wzniesioną tu w XVI w. Wędrówkę tę rozpoczynam w Jeleniej Górze nazywanej kiedyś Hirschbergiem a także Cervimontium. I tu chcę dodać, że w mojej opowieści będę używał zarówno dzisiejszych, jak i dawnych nazw odwiedzanych miejsc, żeby podkreślić złożoność ich historii i wydarzeń, jakich przypominanie stanowi swoistą peregrynację w głąb dziejów.
Wychodzę z Placu Ratuszowego przez ulicę Długą, mijam dzisiejszy Plac Kardynała Wyszyńskiego, dawną Promenade, a w czasach III Rzeszy – Adolf Hitler Platz. Kilka wieków wcześniej za podwójnym pierścieniem murów obronnych, jakie tu wzniesiono, rozwijano i suszono lniane płótna. W czasach, gdy miasto kończyło się za murami, odsłaniał się stąd widok na Karkonosze (Riesengebirge) z dominującą w ich horyzoncie Śnieżką (Schneekoppe). To musiał być wspaniały widok… Idę w stronę Małej Poczty, mijam zbudowane na początku ub. wieku mieszczańskie kamienice z pięknymi elewacjami, tworzące wręcz wielkomiejskie pierzeje. Idę dalej w stronę Malinnika ulicą Wolności, wiedziony delikatnym podmuchem ciepłego wiatru wiejącego od strony Karkonoszy.
Po drodze do Cieplic (Bad Warmbrunn) spotykam Mnicha i Mniszkę zaklętych w granitowym kamieniu i stojących na niewielkim wzniesieniu. I oto jestem już w centrum uzdrowiska. Nim dojdę przed pałac Schaffgotschów, mijam budynek Poczty, który nieprzerwanie pełni swoją rolę od lat, o czym zaświadcza przebijający spod późniejszych przemalowań, niczym duch wywołany z zaświatów, napis Kaiser Postamt. Takich „przywołań”, gdy dobrze przyjrzeć się wielu budynkom w naszych stronach, jest całkiem sporo.
Nad centrum uzdrowiska o kilkusetletniej tradycji dominuje wielki pałac wzniesiony dla rodu wielce zasłużonego dla Dolnego Śląska i całego obszaru Karkonoszy i Gór Izerskich. Jednym z najbardziej znanych jego przedstawicieli był Hans Ulryk Schaffgotsch, najwierniejszy przyjaciel Albrechta von Wallensteina. Gdy Wallenstein w 1634 r. brał udział w tajnych rokowaniach z protestantami, aby z ich poparciem zdetronizować Habsburgów i objąć władzę w Czechach, Hans Ulryk stanął po jego stronie. Spisek wykryto, Wallensteina skrytobójczo zamordowano, a Hansa Ulryka skazano na śmierć i stracono w 1635 r. w Regensburgu.
Pałac w Cieplicach pozostawał w rękach rodziny Schaffgotschów do wiosny 1945 r. Zgromadzili w nim okazałą kolekcję militariów i ogromny księgozbiór z cennymi starodrukami i rękopisami. Część tych zbiorów została zachowana, pomimo zniszczeń dokonanych w czasie, gdy w pałacu urządzono lazaret dla czerwonoarmistów. Dziś resztki tych artefaktów porozrzucane są po całym kraju. Może by je na powrót pozbierać?
Opuszczam centrum uzdrowiska, idę główną aleją parkową w stronę gór. Wędruję przez wały zbiornika przeciwpowodziowego, zbudowanego, jak wiele innych takich obiektów w górnej zlewni Bobru, po wielkiej powodzi, która nawiedziła Kotlinę Jeleniogórską (Hirschberger Tal) w 1897 r. Po drodze zaglądam do pałacu w Pakoszowie (Wernersdorf), który służył jako reprezentacyjne mieszkanie oraz manufaktura wybielająca lniane płótna najwyższej jakości (to od kształtu dawnych bielników pochodzi dzisiejszy owal wielkiej łąki przed pałacem). Dalej moja droga prowadzi do Piastowa (Kaiserswaldau), części obecnych Piechowic (Petersdorf) i leśnymi drogami na Górę Mgieł (Nebelberg), którą w czasach przedchrześcijańskich uważano za Świętą Górę. Według dawnych przekazów, w najbliższej okolicy Sowiego Kamienia (Eulenstein) znajdującego się na jej zboczu, tuż przy Placu Czarownic (Hexenplatz) miała stać świątynia.
Docieram pod wieczór do Kopańca (Seifershau), gdzie zatrzymuję się na noc u przyjaciół. Wieczór spędzam na gołoborzu, niedaleko ich domu, skąd można oglądać daleki Wysoki Kamień (Hochstein), a na nocnym niebie gwiezdne konstelacje… Jakbym znalazł się nagle w samym środku Sudeckiego Sanktuarium, jego dziwów i zdarzeń niezwykłych. Chyba tylko Will Erich Peuckert potrafiłby o nich więcej opowiedzieć, gdyby żył. Znał te góry i ludzi tu mieszkających jak mało kto. Był etnografem, profesorem na Uniwersytecie Wrocławskim, a wcześniej nauczycielem w nieistniejącej dziś wsi Wielka Izera (Groß-Iser).
Ale czas wznowić moje wędrowanie. Idę dalej leśnymi duktami i trafiam na miejsce dawnej huty, po której ślady zatarły kępy traw i kopczyki kamieni. Tylko czasem odnajduję tu niebieskie szkiełko albo szklaną łzę. Barwiono je kobaltem z pobliskiej Przecznicy (Querbach), wydobywanym w kopalni, której lata świetności przypisuje się na XVIII w. Wracam na leśne drogi i po pewnym czasie docieram do pustego placu po dawnym schronisku Leopoldsbaude, zajętym w czasach hitlerowskich przez oddział Reichsarbeitsdienst – organizacji, której celem było kształtowanie młodzieży poprzez pracę symbolizowaną m.in. przez łopatę. Niedaleko od tego budynku jeszcze do niedawna stało schronisko Ludwigsbaude. Od 1888 r., a może i wcześniej, była tu wypożyczalnia koni wierzchowych i stacja tragarzy lektyk. Niestety po wojnie, po latach użytkowania przez prewentorium, potem leśników, wreszcie pozostawione samemu sobie zniknęło któregoś dnia pod gąsienicami buldożerów.
Mijam to smutne miejsce i wspinam się na majestatyczne zbocze Izerskich Garbów (Weiss Flins), podchodząc pod wielki kanion dawnej kopalni kwarcu, najwyżej położonej w Polsce. Nazwałem ją Izerskim Tabernakulum, bo ozdabia ją niezliczona ilość kolorowych kryształów, z których można byłoby produkować świeczniki, puchary i dzbany na dwory całej Europy.
Jeszcze na chwilę zatrzymuję się pod samotnym świerkiem, do którego ktoś przybił niewielką, drewnianą tabliczkę z napisem „Narzeczeński Kamień”. Można go odnaleźć sto, może sto pięćdziesiąt metrów poniżej ścieżki na zboczu. Upamiętnia historię Anny Magdaleny i Johana, którzy dla swej miłości poświęcili tu to, co najcenniejsze – swe życie. Warto zachęcić do przeczytania powieści Hochzeitsweg, w której Margaret Passon Darge uwieczniła to tragiczne wydarzenie.
Dochodzę wreszcie go Rozdroża pod Zamkiem Wieczornym (Abendburg). Kiedy się tu trafia, można spodziewać się niezwykłych manifestacji sił przyrody lub nadprzyrodzonych zjawisk… Ale nie przywędrowałem tu, by się z nimi spotkać i nie będę poszukiwał legendarnego skarbu. Spotykam tu kilkoro ludzi przy ognisku, a zgłębienie sekretów Zamku w gwarnym towarzystwie jest niemożliwe, zstąpienia do podziemi doświadczać można tylko będąc tu samemu. Tak jak alchemik gotów był schodzić do wnętrza ziemi w poszukiwaniu kamienia filozoficznego, tak samotnie na Zamku Wieczornym można odnaleźć swoje Axis Mundi, odkryć pierwotne jądro ukryte w najgłębszym zakamarku swej duszy lub po prostu usiąść na skale i wziąć głęboki oddech…
Jarosław Szczyżowski
przewodnik sudecki, członek Gildii Przewodników Sudeckich im. Will Ericha Peuckerta
OD REDAKCJI: (WĘDRÓWKA I)Opis tej wędrówki stanowi wyciąg z Przewodnika nieoczywistego, który powstaje
jako szczególny zapis podróży w czasie i w głąb siebie jego autora, ale też notatnik służący odkrywaniu
często zapomnianych zakątków Kotliny Jeleniogórskiej i okolic…
KARKONOSZE 1(279)/2015
Zachęcamy do prenumeraty wersji papierowej czasopisma „Karkonosze”.