Muzyczne spotkanie w Borowicach
W dniach 18-19 lipca 2014 r. po raz kolejny zabrzmiała muzyka w Borowicach. Jak co roku wszyscy miłośnicy poezji śpiewanej mogli przybyć na polankę, by posłuchać czegoś przyjemnego dla ucha, ale również by zastanowić się nad sensem tekstów tu śpiewanych.
„Gitarą i…” zaplanowano jak zwykle na dwa dni. Każdego wieczoru wystąpiło kilku wykonawców prezentujących muzykę nieoklepaną, taką przy której można było dobrze się bawić. Można również było po prostu lec na przyniesionym kocu i patrząc w niebo miło spędzić kilka godzin ciepłego popołudnia. Nie ma się zatem co dziwić, że pojawiło się tu tak wiele osób chcących przeżyć coś przyjemnego. Z tych też powodów wcale nie zaskoczyła mnie prośba sąsiadów, byśmy też wybrali się do Borowic.
Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, iż przygotowany parking jest już pełen. Niełatwo było znaleźć kawałek miejsca, by zaparkować samochód. W końcu udało nam się to. Ponieważ dobiegały już dźwięki muzyki, raźnym krokiem ruszyliśmy w kierunku sceny. Zanim jednak dotarliśmy tam, przyszło nam się przywitać ze spotkanymi po drodze znajomymi i sąsiadami. Wkrótce okazało się, iż tylu znajomych w jednym miejscu dawno nie widzieliśmy.
W końcu dotarliśmy pod scenę, gdzie znalazł się wolny kawałek trawy. Akurat wystarczyło na rozłożenie kocyka. Na scenie prezentowali swoje utwory członkowie zespołu „Szyszak”. Ubrani w koszule zachełmiańskie występowali w powiększonym składzie. Jak zwykle ich piosenki, łatwo wpadające w ucho, traktowały o pięknie naszych gór. I, co nie jest bez znaczenia, teksty do nich powstawały na podstawie wierszy mieszkających tu poetów. „Szyszaki” tak już wrosły w krajobraz Karkonoszy, że powinni pokusić się o wydanie kolejnej płyty.
Zupełnie inną muzykę zaprezentowała Dorota Osińska, mała kobietka obdarzona niesamowitym głosem. O jej kunszcie przekonać mógł się każdy, kto wysłuchał „Ptasiego radia” Juliana Tuwima. Tak trudna dla każdego wykonawcy piosenka w jej wykonaniu sprawiała wrażenie, iż została napisana specjalnie dla niej.
Piątkowy wieczór zakończył występ Renaty Przemyk, która obchodzi XXV-lecie twórczości artystycznej. Trochę trwało, zanim jej zespół zainstalował się na scenie, ale to, co pokazali, warte było czekania. Zrobiło się już ciemno. Rozgrzana widownia usłyszała charakterystyczny głos. Był on zupełnie inny od przed chwilą słyszanego. Spowodowało to ożywienie publiczności, która czekając na występ zdążyła skorzystać z oferty gastronomicznej, jaką przygotowano na kilku stoiskach rozłożonych na polance. Można było teraz spokojnie położyć się na kocu i wypatrywać gwiazd na niebie. Wiele osób tak właśnie uczyniło. Pozwoliło to odpocząć oczom narażonym na niesamowicie mocne światła, jakie co chwilę błyskały. Po koncercie Renata Przemyk została obdarowana wielkim bukietem kwiatów, co spowodowało u niej wzruszenie. Wysłuchała odśpiewane przez widzów sto lat i zrewanżowała się wykonaniem piosenki na bis.
Wszyscy zaczęli rozchodzić się do domów. Zapewne chcieli odpocząć przed koncertem sobotnim, w którym usłyszą kolejnych wykonawców. Będą to: Bądź Ciszą, Paulina Bisztyga, Plateau – Projekt Grechuta i Janusz Radek.
Ponieważ pogoda wciąż była wyśmienita, pozostali jeszcze delektowali się złocistym napojem i pieczonym mięsiwem. Wkrótce przy jednym ze stołów pozostali ci najwytrwalsi. Zebrali się tam chatkowicze. Nic więc dziwnego, że zaczęły się wspominki. Trwało by to pewnie do samego ranka, gdyby nie fakt, że niektórzy musieli iść do pracy. Szczęśliwcy rozstawili namioty i szybko zasnęli, a pozostali ruszyli szukać zostawionych gdzieś samochodów.
Krzysztof Tęcza