8 najczęstszych błędów, które można popełnić w survivalu
Tak już na świecie jest, że ludzie popełniają błędy. Najróżniejsze. Czasem błahe, czasem wywracające życie do góry nogami. Bywają jednak i takie okoliczności, że drobna z pozoru pomyłka może sporo kosztować. Przykładem niech będzie survival. I to błędami z tego właśnie obszaru zajmiemy się w tym artykule. Chcecie poznać osiem błędów najczęściej popełnianych w sztuce przetrwania? Zapraszam do lektury.
Samotna wędrówka
Tu problem jest jasny. Parafrazując słowa ze sławnego filmu – w głuszy nikt nie usłyszy naszego krzyku. Jeśli coś się stanie – wpadniemy do wykrotu i złamiemy nogę, albo poturbuje nas rozsierdzony dzik – nikt nam nie pomorze. A jak w dodatku nie ma zasięgu, albo telefon się wyładował, to mamy prze… gwizdane.
Zły ekwipunek lub brak odpowiedniego ekwipunku
„Nie, to nie będzie mi raczej potrzebne”. A potem płacz i zgrzytanie zębów, bo na podorędziu nie mamy nawet noża (noże motylkowe lub noże składane świetnie sprawdzą się jako podręczne wyposażenie). Na dodatek plecak trze o biodra, buty złe i piją, śpiwór cienki jak papier. A wieczorem temperatura spada, a jakby tego było mało, zaczyna padać. I robi się nieprzyjemnie.
Uwaga na marginesie. Jeśli szukacie dobrego survivalowego szpeju, zajrzyjcie na combat.pl. To całkiem nieźle zaopatrzony sklep.
Partaczenie
„Dobra jest, nic się Mareczku nie bój. Szałas wytrzyma. Już nie pierwszy raz w czymś takim śpię”. A godzinę później zrywa się wiatr i cała misterna konstrukcja wali się budowniczym na głowę. W dodatku jest zimno i tak ciemno, że wyciągniętej dłoni nie widać. A tu trzeba zakasać rękawy i zabierać się do odbudowy, bo zanosi się na deszcz.
Zawalony szałas to jeszcze pół biedy. Co się jednak stanie, gdy podczas wspinaczki lub przeprawy przez rwącą rzeczkę puści niedbale zawiązana lina?
Brak umiejętności
Od godziny leje. Rzeczy przemoczone, w butach chlupie. Na dokładkę temperatura spada i pojawiają się drgawki. To pierwszy objaw hipotermii. Bez ognia będzie krucho. Tylko jak tu, cholera, rozpalić ognisko, jak wszystko wokół do cna przemoczone? Co zrobić w takiej sytuacji? Dobre pytanie. Nie studiowało się podręczników sztuki przetrwania, nie czytało blogów i artykułów w sieci, nie trenowało, nomen-omen – „na sucho”. I teraz jest problem.
Utrata orientacji w terenie
„Kompas i mapa to, kochany panie, przeżytki. Do lamusa z nimi! Teraz mamy GPS i Google Maps”. Owszem, mamy. To bardzo pożyteczne narzędzia. Ale co się stanie, gdy zabraknie zasięgu lub gdy telefon wpadnie do strumyczka? Odpowiadam – będzie bieda.
Przecenienie własnych możliwości
„Ja niczego się nie boję. Choćby Czomolungma to dostoję!” Tak myśli wielu zapaleńców, którzy potem dzwonią po GOPR, TOPR albo WOPR. Wędrują tacy długo, tracą siły, ale idą i idą. I ten upór ich gubi. W końcu, otępieni brakiem snu albo zmęczeniem, popełniają błąd. Jeden fałszywy krok, chwila dekoncentracji. I zamiast szczytu szpital, a zamiast ciepła schroniskowego kominka noc gdzieś w dziczy.
Ignorowanie „wewnętrznego głosu”
Każdy z nas miewa od czasu do czasu takie dziwne uczucie – wydaje się oto, że jesteśmy obserwowani, że czyjeś oczy śledzą każdy nasz krok. Nie jest to, przyznacie, przyjemne doświadczenie. Często towarzyszy mu myśl, że coś tu nie gra, coś jest nie tak i że chyba nie powinniśmy być tu, gdzie jesteśmy i robić tego, co robimy.
Zwykle sądzimy, że to tylko irracjonalny lęk. Ale nie zawsze tak jest. Czasem jest to głos podświadomości, ostrzegającej przed jak najbardziej faktycznym zagrożeniem. Wyłapuje ona różne bardzo subtelne bodźce i składa je w niezbyt przyjemny dla nas obraz. Dlatego ilekroć usłyszymy w głowie „uważaj, coś tu jest nie w porządku”, zatrzymajmy się i przemyślmy nasze położenie.
Ryzykanctwo
Przebywanie na łonie natury, zwłaszcza tej dzikiej wiąże się z ryzykiem. Każdego roku w puszczach i chaszczach, na szlakach i na stokach ludzie tracą zdrowie lub życie. Zaskakująco często dzieje się tak, gdyż ignorują albo błędnie oceniają stopień ryzyka, wiążący się z planowanymi przez nich przedsięwzięciami. Ktoś zignoruje alarm lawinowy, ktoś uzna, że burza nie przeszkadza w cykaniu fotek nieopodal metalowego masztu. Jedna powie, że „ten strumień wcale nie jest aż tak głęboki”, inny uzna, że wspinanie się na tatrzański szczyt w laczkach to świetny pomysł . A potem pękają podstawy czaszki, łamią się nogi, odmarzają palce.
Chcąc uniknąć podobnych nieprzyjemności warto zastanowić się, jak sprawy mogą się potoczyć, a następnie oszacować z grubsza ryzyko wiążące się z każdym ze scenariuszy. No i wybrać ten, w którym jest ono najmniejsze.
I to by było na tyle. Tym, którzy nie zdążyli uzupełnić sprzętu przypominam o combat.pl. To naprawdę dobrze zaopatrzony sklep survivalowy.
Tekst partnerski