Piękno przyrody jest nieskończone (1)
Cała przyroda i las, jako jej część nieustannie i niezmiennie zaskakują mnie. W pierwszych dniach grudnia zaskoczyła mnie w lesie… cisza, choć nie była absolutna. Nie mam na myśli różnych odgłosów pochodzących od człowieka, bo te, niestety, dochodziły, lecz głosy Natury. Pomyślałam, po powrocie do domu, że napiszę Państwu, Drodzy Czytelnicy, o dźwiękach Przyrody, w których jest wszystko: rytm i melodia, refreny, wysokość i tempo, harmonia, i które mogą wyrazić wszystkie emocje.
Przyroda nie lubi jednostajności i powtarzalności, choć cykle w przyrodzie powtarzają się od tysięcy lat. Przyroda lubi różnorodność. Przyroda nie lubi zastoju, spokoju. Jest w niej ruch – wieczny ruch – i nieustająca twórczość i ewolucyjny rozwój. Przyroda kieruje się bardzo rozumnymi prawami, w których można odkryć rytm i sens.
Muzyka, i ta stworzona przez kompozytorów, i ta w Przyrodzie, działa na człowieka w bardzo różny sposób, bo wszystko zależy od nastroju słuchającego i odbierana jest bardzo subiektywnie. Nieraz uspokaja, nieraz inspiruje, nieraz zaskakuje, a gdy trzeba – nawet pobudza do walki, nieraz po prostu tylko jest.
Jej pozytywny wpływ na człowieka znany był już w starożytności, lecz dawni mędrcy różnie ją tłumaczyli: Arystoteles twierdził, że muzyka łagodzi obyczaje; dla Pitagorasa była wiernym odbiciem ładu i harmonii panujących w kosmosie, ułatwiającej człowiekowi osiągnięcie wewnętrznego spokoju i porządku; te same cechy widział w matematyce. W IV wieku p.n.e. powstał związek pitagorejski, który miał w założeniu cele etyczno-religijne, czyli oczyszczenie i uwolnienie duszy, a muzyka miała stanowić jeden z środków wiodących do ich osiągnięcia, miała posiadać oczyszczającą i harmonizująca siłę. Założenia takiego działania popierane były tezą o matematycznym charakterze podobieństw między harmonią dźwięków a harmonią wszechświata i harmonią człowieka. Pitagoras uważał, że muzykę należy oddać w służbę wychowania publicznego i że istnieje podobieństwo między ruchami, dźwiękami i uczuciami, bo wszystko to należy do przyrody i jest człowiekowi przyrodzone; Platon, natomiast, w swoim dziele O Państwie pisał, że muzyka …ma wartości uszlachetniające […], że za pomocą dobroczynnego wpływu muzyki i poezji na duszę można wytworzyć dobre nałogi moralne […], że inne stworzenia nie spostrzegają, nie mają w sobie tego ładu, który nazywany jest rytmem i harmonią. Nam zaś (ludziom) bogowie dali zdolność spostrzegania rytmu i harmonii i cieszenia się nimi.
Od najdawniejszych lat, od kiedy tylko człowiek organizuje strukturę dźwiękową w czasie, czyli od kiedy komponuje, wielu, naprawdę bardzo wieku twórców muzyki, szukało inspiracji i natchnienia w przyrodzie, bowiem natura stanowi niewyczerpane źródło natchnienia, wrażeń, przeżyć, doznań.
Czym jest, zatem, muzyka?
Odpowiedzi można poszukać choćby w słowach poety Ludwika Jerzego Kerna:
Czym jest muzyka? Nie wiem.
Może po prostu niebem z nutami zamiast gwiazd.
Może mostem zaklętym, po którym instrumenty przeprowadzają nas.
Wszystko – jak raz ktoś orzekł – muzyczne ma podłoże, nawet księżyca blask.
Dla każdego z nas muzyka jest czymś innym – różnie ją odbieramy, różne uczucia mamy w sercu, gdy jej słuchamy i różne emocje, dla niektórych jest przypomnieniem dawnych dni, dla innych marzeniem. Dla każdego jest czymś innym.
Piszę te słowa w środku zimy, która do tej pory bardziej była w kalendarzu niż w przyrodzie. Do tej pory, bo właśnie zaczął padać śnieg – wielkie, białe płatki spokojnie i cichutko spadają na ziemię. Niedługo jednak, za kilka tygodni, Przyroda zacznie się budzić z długiego, spokojnego zimowego snu i stanie się jedną, wielką, otwartą salą koncertową, na której będzie grać największa orkiestra świata, złożona z bardzo wielu ogromnie różniących się od siebie wykonawców nieużywających żadnych instrumentów muzycznych, a tworzących piękną, wspaniałą muzykę.
Pamiętacie Państwo wiersz Juliana Tuwima Ptasie radio? – …będą ćwierkać, świstać, kwilić, pitpilitać i pimplić […], ćwirzyć, ćwirkać, czyrykać, czykczyrikać… Takie głosy będzie można usłyszeć i jeszcze wiele, wiele innych układających się w przeróżne melodie i w różnych miejscach – w lesie, na łące, w ogrodzie, nad strumieniem, w górach, na plaży, nad stawem – wszędzie.
To będzie muzyka Natury.
Wiosna, to czas miłości i tak też, a może przede wszystkim, jest w przyrodzie. Ogrom dźwięków i głosów śmiało można porównać do wspaniałego widowiska światła i kolorów, które niejako stanowią tło dla muzyki lasu. Wiosna, to czas ptasiej orkiestry – dookoła słychać trele, świergoty, piski, gwizdy. To skrzydlaci panowie – ptaki wszelkiej wielkości, upierzenia, temperamentu. Każdy z nich usiłuje przedstawić się, przekrzyczeć rywala, przekonać i uświadomić samiczce swojego gatunku, że to on właśnie zasługuje na jej uwagę i względy, że to on będzie najlepszym ojcem dla jej dzieci.
Pięknym, choć trudnym do obejrzenia, widowiskiem są toki (bo tak się nazywa rytuał śpiewu i tańca godowego) głuszców, które w zależności od regionu naszego kraju i od pogody, zaczynają się w połowie marca i mogą trwać do połowy maja. Samiec – kogut przylatuje na miejsce, które jest jego areną i sceną, wieczorem i zasiada na nisko położonych gałęziach. Wczesnym rankiem, około godziny piątej, zlatuje na ziemię i zaczyna swoje występy, którym przyglądają się samice – kury. Pieśń koguta składa się z czterech zwrotek, z których każda ma swoją nazwę: zaczyna się klapaniem podobnym do dźwięku kastanietów albo odgłosu, jaki słychać, gdy uderzamy dwoma kijami o siebie; potem następuje trelowanie, a po niej korkowanie przypominające odgłos wyciągania korka z butelki; pieśń kończy się szlifowaniem przypominającym ostrzenie kosy osełką. Występom wokalnym towarzyszy taniec: podnoszenie i rozkładanie wachlarzowatego ogona, wyciąganie szyi, opuszczanie skrzydeł i tańczenie wokół. Głuszec jest bardzo czujnym ptakiem i najdelikatniejszy nawet trzask gałęzi czy jakiś szmer może go spłoszyć, choć podczas wykonywania ostatniej zwrotki swojej godowej pieśni głuchnie, ale tylko na 2-3 sekundy. Głuszce są w Polsce pod ochroną, nie tylko nie wolno ich zabijać, choć kiedyś były ptakami łownymi, ale również niepokoić.
Każdy gatunek ptaka ma swoje pieśni miłosne, ale również przez setki, tysiące lat wykształciły w swoich zachowaniach swoisty odruch odzywania się, budzenia dnia i mieszkańców lasu bardzo wczesnym rankiem. Dziesięć gatunków ptaków tworzy ptasi zegar, a właściwie leśny budzik. Godziny, o których zaczynają śpiewać, odnoszą się mniej więcej do połowy maja według czasu letniego, gdy brzask następuje o godzinie 4. Ptaki, które budzą dzień swoim śpiewem, to:
• drozd śpiewak budzi cały las i okolice z gałęzi korony drzew już o godzinie 3:00;
• dziesięć minut później, o 3:10 odzywa się melodyjnie mały, ale głośny rudzik ze swoim rudawobrązowym torsem;
• a pięć minut po nim wygwizduje powolnie i urywanie pomarańczowym dziobkiem swoje pieśni czarny kos;
• o 3:20 wśród gałęzi wysokich drzew odzywa się świergotek drzewny, nazywany nieraz „kanarkiem leśnym”, ponieważ środkowa część jego pieśni przypomina śpiew kanarka;
• po nim zaś o 3:30 kukułka, trudny do zobaczenia ptak, ale o głosie tak charakterystycznym, że nikt nigdy nie pomyli go z żadnym innym;
• pospolita i bardzo pożyteczna, żółto-niebieska sikorka bogatka, największa z sikor zamieszkujących nasze lasy, pola, ogrody i parki, odzywa się energicznie o 3:40;
• zaraz po niej – o 3:50, również w niższych piętrach lasu, swoją pieśń wyśpiewuje pierwiosnek – ptak mniejszy od wróbla, przylatujący z zimowisk bardzo wczesną wiosną (stąd jego polska nazwa), wtóruje mu, od 4:00, zięba;
• a o 4:20 w koronach wysokich drzew zaczyna swój koncert wilga ubrana w czarno-żółte piórka;
• ostatni odzywa się, o 4:40, pospolity, ciekawski, pożyteczny, ale też potrafiący wyrządzić szkody w sadach, szpak.
Głosy tych ptaków są donośne i łatwo rozpoznawalne, a przy tym charakterystyczne i piękne, i nie są tylko pojedynczymi dźwiękami, ale powtarzanymi pieśniami.
Ptaki te zaczynają swoje granie jeszcze przed wschodem słońca, ale z każdą minutą wstającego dnia w lesie słychać coraz więcej ptasich głosów – prawdziwa orkiestra, której dyrygentem jest zwykła – niezwykła chęć przedłużenia gatunku. Z początkiem lata, zaraz po przesileniu letnim, ptaki milkną, choć nie całkiem i nie wszystkie, ale nie słychać już tylu różnych głosów i śpiewów. W lesie nie tylko ptaki tworzą muzykę. Można usłyszeć również inne zwierzęta. Do tokowiska głuszców można porównać rykowisko – jesienne występy jeleni. Można je usłyszeć nieraz już w połowie, nieraz dopiero w trzeciej dekadzie września, a czasami na przełomie września i października – wszystko zależy od pogody.
Rykowisko to okres, gdy byki poszukują rujnych samic (tak się mówi o samicach, które zdolne są do urodzenia młodych) i odwrotnie – łanie (samice jelenia) w rui, które w tym czasie żyją w chmarach (stadach), zwabiają swoim zapachem byka i poddają się jego absolutnej władzy.
Rykowisko to czas wspaniałych koncertów w scenerii złotej jesieni. W głosach jeleni słychać wszystko – chęć dominacji i nieustępliwość, pragnienie przedłużenia gatunku, ostrzeżenie dla innych jeleni w lesie, władzę – jelenia śmiało można nazwać królem polskich lasów. Każdy jeleń ryczy inaczej, a i ryk jednego byka brzmi też różnie, bo inny jest głos samca szukającego – rozglądającego się za łaniami, inny posiadającego już swoje stado – harem samic, inny odstraszającego rywali i ewentualnych konkurentów, inny obwieszczający „całemu światu” zwycięską walkę.
W opowiadaniu o graniu w lesie wrócę jeszcze do wiosennego czasu, bo nie tylko ptaki wtedy tworzą muzykę. Akompaniują im… drzewa. Same nie wydają dźwięków, ale słychać dotykające się gałązki poruszane wiatrem czy też szelest liści. Wiatr jest fantastycznym koncertmistrzem – zauważył to i opisał w piękny sposób poeta Julian Tuwim. Pamiętacie Państwo wiersz Dwa wiatry – Jeden wiatr w polu wiał, drugi wiatr w sadzie grał…? Tak samo wiatr poczyna sobie w lesie, raz nieśmiało i cichutko, to znów śmielej i głośniej, a niekiedy wręcz bardzo głośno, strasząc nawet mocą dźwięków i swoją siłą.
Jedną z piękniejszych melodii, które można usłyszeć w lesie, jest cichuteńki szelest spadających wiosną na ziemię łusek z bukowych pączków liściowych. Bukowe lasy rosnące w Karkonoszach określone zostały i nazwane „kwaśnymi buczynami sudeckimi”, a jedną z cech charakteryzujących je jest niewielkie lub prawie żadne występowanie roślin w runie, czyli na dnie takiego lasu. Dlatego, przy bezwietrznej pogodzie, można usłyszeć melodię rozwijających się liści bukowych.
Czy zdarzyło się Państwu kiedyś stanąć w lesie przy mrowisku? Mnie się to przytrafiło, a właściwie miałam szczęście, w ramach wykonywania swojej pracy, być w takim miejscu w lesie, gdzie było nie jedno, ale kilkanaście mrowisk mrówki rudnicy. W innych regionach Polski może nie jest to nadzwyczajnie zjawisko, ale w naszym, górskim, raczej rzadziej spotykane. Jednak nie ilość mrowisk zrobiła na mnie wrażenie, lecz muzyka, którą tworzyły setki tysięcy, a może nawet miliony tych owadów, które przemierzały dno lasu w poszukiwaniu pokarmu i materiału do budowy i wzmacniania swoich domów. Jedną małą mrówkę lub nawet kilka trudno jest usłyszeć, ale takiej ilości z kolei nie sposób jest nie usłyszeć. Efekt tego koncertu w wykonaniu pracowitych i bardzo ruchliwych mrówek wzmocniony był przez scenerię: ciemny, świerkowy las z pojedynczo rosnącymi, rozjaśniającymi mrok, brzozami i dnem z jakby rozrzuconymi skałami porośniętymi mchem i gdzieniegdzie rosnącymi niskimi krzewami lub samosiejkami.
Las i jego mieszkańcy grają nie tylko w blasku promieni słonecznych. Nocą, gdy na zdrowy – ludzki – rozsądek wszyscy jego mieszkańcy powinni odpoczywać śpiąc w swoich gniazdach i legowiskach, w wielu miejscach z różnych stron dochodzą głosy i dźwięki – to nocne życie lasu, które też ma swoją melodię. Gdzieś pohukuje sowa, zapiszczy cieniutkim głosikiem myszka, w innej stronie lasu odezwie się sennym głosem jakiś ptak ze swojego gniazda, trzaśnie gałązka nadepnięta przez przechodzące zwierzę, spadnie szyszka, a wszystko to w ciemnej scenerii pod niebem pełnym gwiazd, których migotanie też przypomina muzykę.
Las, to nie tylko ptaki czy drzewa, ale też wiele innych zwierząt, które kwiczą, ryczą, piszczą, chrząkają i wbrew pozorom, wszystkie te dźwięki harmonizują ze sobą, a wszyscy grajkowie razem tworzą piękną, niepowtarzalną melodię.
Las, szczególnie wiosną, najbardziej kojarzy mi się z miłosnymi pieśniami genialnych kompozytorów. Czy Państwo też mają takie skojarzenia?
Innym miejscem, w którym można usłyszeć muzykę Przyrody, lecz całkiem inną od tej leśnej, jest łąka w czerwcu, gdy kwitnie ogromna ilość roślin, uśmiechnięte kwiaty ubarwiają niezliczonymi kolorami zieloną, bujną trawę, a nad tym wszystkim latają i fruwają różne motyle, pszczoły, osy, muchy, żuczki, świerszcze – po prostu owady, różnej wielkości, rodzaju i… koloru. To one tworzą melodie i grają na łące koncerty. Brzęczą, burczą, grzmią, bzyczą, buczą. Owady nie wydają z siebie głosu, tak jak robią to ssaki, mimo to można je usłyszeć. Każdy owad brzmi inaczej i choć nieraz są natrętne i męczące, to jednak tworzą piękną muzykę.
Spróbujcie się, Państwo, wsłuchać, jakie piękne, głębokie buczenie wydają przelatujące trzmiele. To one zainspirowały rosyjskiego kompozytora Mikołaja Rimskiego-Korsakowa i powstało piękne dzieło Lot trzmiela. Słuchając tego utworu można sobie wyobrazić trzmiela, który przyleciał na pole kwitnącej koniczyny w poszukiwaniu nektaru i przelatuje z kwiatu na kwiat coraz cięższy od gromadzonego pyłku kwiatowego.
W pierwszych dniach lata odzywają się na łące świerszcze i pasikoniki. Należą do owadów prostoskrzydłych, skaczą – nieraz na znaczne odległości (jak Filip z bajki Pszczółka Maja), a niektóre podfruwają. W ciepłe letnie popołudnia i noce dorosłe, dojrzałe samce wabią samice melodyjnymi dźwiękami. Prawie każdy samiec odzywa się inaczej, choć jest to trudne do odróżnienia przez nas – ludzi. Próbują siebie „przekrzyczeć”, a tym samym przekonać samiczkę, choć w tym przekonywaniu większy udział mają zapachy, czyli feromony, ale za to słuchający mają piękny koncert. Świerszcze jeszcze w ciepłe jesienne dni grają swoje pieśni – mnie przypominają się wtedy słowa piosenki: koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie (słowa: Wojciech Niżyński).
Koncertem też, lecz bez dźwięków, są loty godowe świetlików, czyli robaczków świętojańskich. Ta zwyczajowa nazwa nawiązuje do okresu, w jaki odbywają się gody tych owadów – około 24 czerwca, czyli w dniu świętego Jana; trwają jakiś czas, ale najwięcej świetlików można zobaczyć właśnie na początku lata. Na łąkach, śródleśnych polanach, w zaroślach wśród pól w ciepłe czerwcowe noce unoszą się w powietrzu małe, migoczące światełka – to samce świetlików latają w poszukiwaniu samic, które czekają nisko wśród traw, wabiąc zapachem (samice świetlików mają zredukowane skrzydła i utraciły zdolność lotu). To świetlne widowisko można porównać do występu orkiestry grającej na skrzypcach.
Kiedy widzę choćby jednego świetlika, przypominam sobie pewne zdarzenie, którego byłam świadkiem, ale też niemym uczestnikiem. Było to kilkanaście lat temu w pierwszym dniu kalendarzowego lata. Od połowy czerwca utrzymywała się piękna pogoda: w dzień ładnie świeciło słońce, noce też były ciepłe. Już po zachodzie słońca szłam drogą przez cichy i spokojny, zasypiający las. Dochodziłam do śródleśnych łąk i z daleka widziałam dziwne, ruszające się wśród traw i niskich gałęzi, pojedyncze i w grupach po kilka, światła, w wielu miejscach były prawie pionowo do ziemi ustawione różnej wielkości migoczące koła. Im bliżej byłam tego miejsca, tym cieplejsze powietrze czułam wokół siebie. Zagadka tego zjawiska wyjaśniła się, gdy doszłam do tej łąki: to były robaczki świętojańskie w trakcie lotów godowych. Była ich tak ogromna ilość, że łąka i brzeg lasu wokół niej był rozświetlony białawym światłem, a te ruszające się i świecące koła, to były pajęczyny z uwięzionymi na lepkich niteczkach świetlikami.
Kwitnąca łąka to miejsce, gdzie występują też pszczoły pracowicie zbierające pyłek, który zanoszą potem do ula, to wszelkiego rodzaju „muchy”, czyli owady przypominające je trochę swoim wyglądem, a na pewno wielkością. Każdy ruch tych wszystkich owadów, to jakiś dźwięk – o tonach wysokich lub niskich, nieraz drażniących ludzkie ucho, choćby przypomnieć tutaj brzęczenie komarów – tak denerwujące dla większości z nas. Komary też latają nad łąkami, szczególnie, jeśli w pobliżu jest jakiś zbiornik wody, który jest miejscem rozwoju ich larw. Melodie wygrywane przez samice komarów potrafią wyprowadzić człowieka z równowagi, lecz mimo wszystko te piskliwe tony mogą być piękne. Muzyką tworzoną przez owady jest również żałosne brzęczenie muchy złapanej w pajęczą sieć.
W owadzi koncert włączają się inne zwierzęta, choćby polna mysz, która popiskując przebiega między źdźbłami traw, którymi rusza wiatr – łąka się robi podobna do falującego morza.
Stojąc na skraju łąki widać trawy, kwiaty, zioła, gdzieniegdzie jakiś krzew, w oddali drzewo, nie widać dobrze grajków, ale wystarczy tylko schylić się, przykucnąć, wystarczy nastawić ucha i można usłyszeć pieśń – pieśń życia i zobaczyć taniec życia.
Cdn.
Bogumiła Chabowska-Dąbek – jest leśnikiem od ponad 30 lat; obecnie pracuje w Nadleśnictwie „Śnieżka” w Kowarach w Szkółce Kontenerowej jako Specjalista Służby Leśnej ds. Szkółkarstwa. Prowadzi również zajęcia z edukacji leśnej dla dzieci, młodzieży i nie tylko.
Zdjęcia: Marcin Żołna
Artykuł ukazał się drukiem w numerze 4/2012.