Muzy Hofmana
Wlastimil Hofman, nierozłącznie związany z powojenną historią Szklarskiej Poręby, uwiecznił na swoich obrazach wielu jej mieszkańców. Jego ulubioną modelką była Krystyna Trylańska-Maćkówka, ale również Janina Gerczak, która wzbrania się jednak, kiedy pada pytanie o to, czy była muzą Hofmana. Nie, na pewno nie. Pozowałam mu tylko do jakichś tematycznych obrazów.
Miał świetliste oczy
Krystyna Trylańska-Maćkówka była młodą, wysportowaną kobietą, kiedy trafiła do Szklarskiej Poręby z nakazem rocznej pracy w ośrodkach Funduszu Wczasów Pracowniczych. To z pensjonariuszami pierwszy raz zajrzała do domu Hofmanów.
Był otwarty w zasadzie dla każdego, kto przechodził obok i chciał odwiedzić malarza. Wystarczyło zadzwonić i było się mile przyjętym.
Swoje pierwsze spotkanie z artystą zapamiętała bardzo dokładnie. Profesor miał świetliste oczy. I tak uważnie mi się przyglądał, co mnie jednak nie zdziwiło, bo od dziecka pozowałam wujowi, także malarzowi. Profesor zawsze wychodził do gości elegancko ubrany. Nawet jeśli akurat malował i był przy sztalugach, w pantoflach, to te pantofle zdejmował. Do gości zawsze wychodził w butach. Zdarzało się, że także i w malarskim kitlu, choć zwykle miał na sobie jakąś bonżurkę. Ale w pantoflach nigdy – opowiada.
Po dwu czy trzech takich wizytach z grupami turystów Hofman zorientował się, że Krystyna jest mieszkanką Szklarskiej Poręby. Żona malarza dała jej wizytówkę i powiedziała: Mój małżonek tak by bardzo chciał, by pani mu popozowała. Propozycja została przyjęta. Krystyna Trylańska-Maćkówka przychodziła do Hofmanów raz, czasem dwa razy w tygodniu.
Nie znał wartości pieniądza
Mieliśmy chyba podobne usposobienie – opowiada mieszkanka Szklarskiej Poręby. Hofman nie znał wartości pieniądza i ja nie znam wartości pieniądza do dzisiaj. Nie wiem, ile kosztuje bułka i ile kosztuje mąka. Idę, kupuję, co trzeba i nigdy się nie targuję.
I taki był też Hofman. Przypadliśmy sobie do gustu.
On zawsze powtarzał, że takiej modelki to jeszcze nie miał – śmieje się Krystyna Trylańska. Jest przekonana, że o jej wyborze przeważyło to, że była do tego dobrze przygotowana, skoro pozowała od dziecka i potrafiła długo wytrwać w potrzebnej pozie. Pozowała po 45 minut, a później, jak w szkole, była przerwa 10- czy 15-minutowa. Pani Hofmanowa częstowała ją wtedy słodyczami, piekła ciasta, przygotowywała własnoręcznie marcepany.
Nie wszystko przetrwało
Jeden z najlepszych obrazów ze mną podarowałam Juliuszowi Naumowiczowi, który wiele mi pomagał. Wybrał obraz „Przed startem”. Niestety portret spłonął w trakcie pożaru Muzeum Ziemi Juna – opowiada.
Tego obrazu bardzo żałuje, bo powstał w czasach, gdy chciała być alpejką, pozostając w końcu przy biegach narciarskich. Trochę przeszkadzały jej w pozowaniu wyjazdy na obozy treningowe, na ogólnopolskie zawody. Na wspomnianym obrazie została przedstawiona w chustce na głowie. Dokładnie zresztą zapamiętała okoliczności, w których powstał: Weszłam do saloniku. Nad drzwiami zobaczyłam taki tryptyk, na którym był Hofman i Erynie jako wyrzuty sumienia. Tak mi się spodobał… A kiedy Hofman mnie zobaczył, powiedział: „Niech się pani nie rusza, niech się pani nie rusza, chcę panią naszkicować”.
Wcześniej artysta zaproponował jej pozowanie do aktu, ale na to się nie zgodziła. Górę wzięło przedwojenne wychowanie. Wyjazd na mistrzostwa Polski był tuż po tej rozmowie, stąd Hofmanowie mogli sądzić, że ich młoda modelka poczuła się urażona.
Gdy ponownie do nich przyszła, do tego tematu już nie wracano, chociaż zapowiedziała, że jeszcze panu Wlastimilowi popozuje. I zaproponował jej w końcu pozowanie do postaci Andromedy. Kupił to później jeden z moich znajomych lekarzy – śmieje się Krystyna Trylańska.
Święte i Madonny
Do Hofmana przychodziła pozować również Janina Gerczak. Uczęszczała do liceum pedagogicznego o specjalności wychowanie fizyczne i mieszkała w domu dziecka. Często odwiedzała artystę w czasie klasowych wycieczek. Kiedy zaproponował, by pozowała, odpowiedziała, że w najbliższe wakacje będzie mogła spróbować. Muszę się przyznać, że wtedy zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że to człowiek tak znany w świecie – opowiada.
Dla mieszkańców Szklarskiej Poręby to był przede wszystkim sąsiad, który maluje. Nie wiedzieli, że bywał w Pradze, Krakowie, Paryżu. Kiedy pozowałam, wyciągał z szafy różne ubrania. Dawał mi jakąś tkaninę do ręki i mówił: „patrz tam”. Tak powstał obraz „Święta Agnieszka wypuszcza skowronka ze swojego mieszka”. Miałam sobie tego ptaszka wyobrażać – wspomina. Ma zachowane zdjęcia, na których pozuje. Raz jest świętą Barbarą, raz Madonną.
Do Hofmana to się szło jak do sąsiada po sól czy cukier – opowiada. Był taki „swój”. Rozmawiał z nami jak stary znajomy. To był fajny, ludzki, ciepły, normalny człowiek. Bardzo mi się podobało, jak on tak sobie pogwizdywał przy malowaniu i poruszał się przy sztaludze kroczek do przodu, kroczek do tyłu.
Po wakacjach Janina Gerczak wyjechała. Wstyd mi trochę, że zaniedbałam utrzymywanie tych przyjaznych stosunków z panem Hofmanem i jego rodziną. Żal mi też, że te kontakty po prostu się urwały – mówi. Dopiero później dotarło do niej, że obcowała z wielkim artystą, a kiedy znalazła wycinki w gazetach dotyczące Wlastimila Hofmana, to uświadomiła sobie, komu pozowała. A pozowała w cenionych seriach.
Cykl Madonn przedstawianych jako proste, wiejskie kobiety oraz cykl Spowiedź przedstawiający starców przy przydrożnych kapliczkach to najbardziej znane serie obrazów Hofmana. Nigdy żadnego obrazu artysty nie kupiłam – opowiada Janina Gerczak. Nie było mnie stać. Ale mam zdjęcia z jego podpisami. To mi zostało.
A dziś jest gotowa naprawiać płot przy dawnym domu artysty, grabić jego ogród. Wyobraża sobie, że zachodzi do domu, siada przy drobiazgach, pędzlach, przygląda się gablotom. Przenosi się w myślach do dawnych czasów. Kiedy w tym domu, w tym ogrodzie czuła się jak u siebie, Wlastimil Hofman malował, a jego żona rozmawiała z gośćmi. I przynosiła słodycze…
Piotr Słowiński
Wlastimil Hofman przyszedł na świat w Karlinie pod Pragą 27 kwietnia 1881 r. jako najmłodszy z szóstki rodzeństwa. Jego ojciec Ferdynand był Czechem, matka Teofila z domu Muzyka, Polką. Jego rodzina w 1889 r. wyemigrowała do Krakowa, gdzie skończył szkołę św. Barbary i gimnazjum im. Jana III Sobieskiego. W wieku 16 lat został przyjęty do Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie studiował pod kierunkiem Floriana Cynka, Jana Stanisławskiego, Jacka Malczewskiego.
Krakowską Akademię ukończył z wyróżnieniem, a studia kontynuował w Paryżu w École des Beaux-Arts, pod kierunkiem Léona Gérôme’a. W 1901 r. wrócił do Krakowa i wkrótce stał się uznanym artystą. W 1907 r. otrzymał nominację na członka wiedeńskiej Galerii Secesja. Przed nim tego zaszczytu nie dostąpił żaden Polak. Mieszkał w Pradze, Paryżu, a w 1939 r. uciekł do Związku Radzieckiego, a potem trafił do Turcji i Palestyny. Wrócił w 1946 r. do Polski, a rok później, za namową Jana Sztaudyngera, przyjechał wraz z żoną Adą do Szklarskiej Poręby, do domku przy ul. Jana Matejki.
Pod Szrenicą namalował m.in. obrazy dla kościołów: Czterej Ewangeliści, Droga Różańcowa, Droga Krzyżowa, Jezus Eucharystyczny.
Malował też portrety mieszkańców. Zmarł 6 marca 1970 r. w swoim domu w Szklarskiej Porębie i został pochowany na miejscowym cmentarzu. Jego grób zdobi kapliczka z kopią jednej z wersji obrazu Spowiedź.
KARKONOSZE 4(294)/2018