Objazdówki i ruchomiacy
„Już nigdy nie cieszono się tak z przyjazdu kina, jak wówczas” – wspominał Michał Zawalnicki, kierownik pierwszego na Dolnym Śląsku kina objazdowego, które w pierwszą trasę wyruszyło na otrzymanym z demobilu starym Chevrolecie. Była to czteroosobowa ekipa z czterami filmami radzieckimi. Przykazano im: „Jedźcie i grajcie, gdzie możecie”. Nie było jeszcze marszrut i tras, ekipy jechały tam, gdzie przybywali pierwsi osadnicy.
Trudne początki
Pierwsze kina objazdowe ruszyły, gdy trwała jeszcze wojna. Już w 1944 roku, nazywane czasem ruchomymi świetlicami, wyposażone w radzieckie projektory, podążały za frontem, wyświetlając propagandowe kroniki i filmy radzieckie. W marcu 1946 w trasy wyjechało 20 kin podporządkowanych Centralnemu Zarządowi Kin, w tym także pierwsze kino objazdowe na Dolnym Śląsku. Kina miały docierać do najbardziej oddalonych zakątków Polski, pozbawionych łączności z życiem kulturalnym kraju.
Bardzo szybko zostały wciągnięte w akcję propagandową budowania nowego państwa. Kino i film miały propagować takie akcje i wydarzenia, jak organizacja poborów wojskowych, reforma rolna, powszechny spis ludności, wybory do Sejmu Ustawodawczego. Szczególne znaczenie miała akcja propagandowa przed referendum ludowym w czerwcu 1946 roku. Specjalnie przygotowane brygady propagandowe przed filmem wyjaśniały widzom znaczenie referendum i przekonywały o konieczności głosowania „trzy razy tak”. Prezentowano filmy dokumentalne o reformie rolnej, zniszczeniu i odbudowie Warszawy, ziemiach zachodnich i zdobyciu Berlina. Pracami kin objazdowych kierował specjalny referat, utworzony w ramach Wojewódzkiego Wydziału Propagandy, który był w stałym kontakcie z dyrekcją miejscowego Okręgowego Zarządu Kin oraz Ministerstwem Informacji i Propagandy w Warszawie.
Do najczęstszych problemów w terenie należał brak prądu, w zimie brak odpowiednich ubrań i wielkie mrozy, które utrudniały pracę. Michał Zawalnicki, kierownik kina objazdowego nr 1 na Dolnym Śląsku, pisał w sprawozdaniu z grudnia 1946 roku:
Trasa obejmowała miejscowości przeważnie pozbawione elektryczności, gdzie używaliśmy agregatu, poza tym o ludności wybitnie rolniczej. Przez cały czas trwania pracy panowały silne mrozy, co utrudniało pracę samochodu i agregatu. Dalsze trudności to sale zimne i nieopalone, co spowodowało, że frekwencja w grudniu była o połowę mniejsza niż w listopadzie. Zdarzały się wypadki, że na jednym seansie znajdowało się 30 osób. Pomimo że film, jaki mieliśmy Zaklęta narzeczona oraz najnowsze aktualne dodatki i krótkometrażowy film Wieliczka wzbudziły zainteresowanie i upodobanie, jednak trwający mróz uniemożliwił przybycie liczne obywatelom, a zwłaszcza młodzieży szkolnej.
Repertuar kin objazdowych składał się z kronik, krótko- i średniometrażowych filmów dokumentalnych, reportaży produkcyjnych, filmów oświatowych oraz fabularnych, zwykle był jednak przestarzały, filmy zaś wyeksploatowane, kopie kiepskiej jakości, a ukazywane w nich wartości polityczne, społeczne i wychowawcze nie zaspokajały potrzeb ludności wiejskiej, filmy przyjmowane były więc z niechęcią i obojętnością.
Niektórym ekipom, które chciały wyświetlać filmy radzieckie grożono użyciem siły. W obliczu podobnych sytuacji Ministerstwo Informacji i Propagandy zdecydowało się „skasować wyświetlanie wszystkich w ogóle filmów radzieckich na terenie województw wschodnich, Ziem Odzyskanych, głównie Pomorza Zachodniego, Dolnego Śląska i Olsztyna oraz w województwie krakowskim”. Jeden z kierowników kina objazdowego pisał, że „wyświetlany w miesiącu sprawozdawczym film produkcji radzieckiej Syn pułku przyjęty został przez ludność bez wrażenia, a nawet nieprzychylnie. Przyczyna tego leży w ciągłym i nieprzerwanym wyświetlaniu filmów radzieckich przez co ludność żąda zmiany filmów i wyświetlania prócz filmów radzieckich także filmów polskich i innych, produkcji zagranicznej”.
Kina ruchome były nastawione w swej pracy na obsługę ustalonych z góry osiedli wiejskich. Plan sześcioletni zakładał powstanie kina w każdej gminie, od 1950 roku powoli rozpoczęto jego realizację. Sieć kin wiejskich uzupełniać miały kina objazdowe.
„Słowo Polskie” z 1952 roku opisywało wizytę kina w Krynicznie pod Środą Śląską:
Afisz wiszący na wrotach stodoły wabił przechodniów czerwienią czcionek. Kino objazdowe nr 10. Dziś o godzinie 19.30 dwa filmy: Melodia warszawska i Pieśń Abaja. Kryniczno w powiecie średzkim, tak zresztą jak inne gromady zawsze z niecierpliwością czeka na przyjazd kina objazdowego z Wrocławia. Taka gratka, jak obejrzenie dobrego filmu, zapoznanie się z kroniką, zdarza się tutaj raz na miesiąc. […]
Uwaga, zaczynamy! Operator, który jest jednocześnie kierowcą wozu, pomajstrował przy aparacie projekcyjnym i z obiektywu popłynęła na ekran szeroka smuga światła. Zaczął funkcjonować głośnik. Dziarski rytm moniuszkowskiego mazura przykuł uwagę widzów […].
– Do Wrocławia wrócimy dopiero 25 września – opowiada operator. – Nasza marszruta obejmuje spółdzielnie, PGR-y i gromady takich powiatów jak Środa Śląska, Świdnica oraz Złotoryja. Nasze bolączki? Dosyć często gromada, którą odwiedzamy, nie jest przygotowana na przybycie kina objazdowego. Zastajemy więc nie sprzątnięte sale, brak krzeseł, nie osłonięte okna. A to utrudnia pracę.
[„Słowo Polskie”, nr 215/1952, s. 4.]
Sprzęt
Do roku 1949 samochodami kin ruchomych były głównie Chevroletty i Dodge. Amerykańskie samochody przyjechały do Polski zarówno ze wschodu jak i z zachodu: z dostaw demobilu i z pomocy UNRRA. Na potrzeby kin objazdowych przeznaczono około 200 samochodów tego typu. Montowano w nich odpowiednią aparaturę kinową, ale duże odległości, jakie Chevrolety musiały pokonywać sprawiały, że awarie i uszkodzenia zdarzały się na porządku dziennym. Co więcej: były niemożliwe do usunięcia z powodu braku części zamiennych. Także aparatura filmowa wymagała nieustannych napraw, co nie pozwalało ekipom kinowym na wykonanie zamierzonego planu pracy.
W 1949 roku zamówiono w Czechosłowacji sto samochodów marki Skoda, które uratowały nieco stan taboru. Jednak i tak aż do końca lat 50. prawie połowa kin ruchomych w Polsce posługiwała się w przemieszczaniu z wioski do wioski furmankami, pociągami, a także rowerami. W 1954 roku jedna z gazet donosiła: „Zwłaszcza w okresie intensywnych robót w polu uzyskanie wozu konnego jest bardzo utrudnione, co źle wpływa na pracę kin”.
W latach 1954-55 pozyskano dla kin objazdowych około 300 samochodów marki Lublin-51, karosowanych w Zakładach Samochodowych w Nysie, co pozwoliło na „zwiększenie zasięgu oddziaływania kulturalnego poprzez kino i film na wsi”. Ludzie wyjeżdżający w teren musieli mieszkać w samochodzie przez miesiąc – w środku umieszczono posłanie dla jednej osoby, a także szafki na rzeczy załogi i piecyk, którym można było dogrzać wnętrze auta. Od końca lat 50. samochodami kin ruchomych stały się Nysy N57, a w latach 60. i 70. także Żuki oraz Nysy 521 i 522.
Organizacja pracy
W terenie kino objazdowe, zaopatrzone w plany pracy i wybrane filmy, było zwykle od 1-go do 25-go dnia każdego miesiąca. Ekipa liczyła od dwóch do czterech osób – najczęściej byli to kierowca, kierownik kina, kinooperator oraz pomocnik kinooperatora. Pracownicy przygotowywani byli do swego zawodu na specjalnych kursach, odbywających się w Technikum Kinematograficznym przy ul. Nowowiejskiej 36 (ówczesna siedziba Okręgowego Zarządu Kin we Wrocławiu, dzisiejszy budynek Domu Edyty Stein). Szkolony ich na kinotechników oraz przygotowywano do pracy społecznej jako agitatorów.
Każde kino dojeżdżało zwykle dwa razy w miesiącu do tej samej miejscowości zawsze z innym filmem, który wymieniało z kinem pracującym na sąsiedniej trasie. Ponadto docierało do tej samej miejscowości w te same dni kalendarzowe, rytmiczność ta pozwalała przygotować na miejscu wszystko to, co było potrzebne do wyświetlania filmów. Także widzowie wiejscy byli przyzwyczajeni do stałych odwiedzin. Program seansów był tak ułożony, aby w każdej miejscowości można było wyświetlić jeden film dla młodzieży i jeden dla dorosłych, poprzedzone zwykle kroniką aktualności.
Marszruta była przypisana do kina na stałe. Pozwalało to na zapoznanie się z potrzebami widzów danej wsi. W czasopiśmie „Film” jeden z reporterów towarzyszących kinu objazdowemu pisał:
Mój towarzysz, kierownik „objazdówek”, zna tu każdą wieś, każdego sołtysa, wszystkie ścieżki, każdy kamień niemal. Wie, gdzie chłopi o spółdzielniach gadają i gdzie już od gadania przeszli do roboty. Jeździ tędy często, głowi się nad wytyczaniem tras kin objazdowych, zna te strony ze szczegółowej mapy, z planów i ze stałych wypadów w teren.
Pod koniec każdego miesiąca kalendarzowego – po dwudziestu pięciu dniach pracy w terenie kina ruchome wracały do bazy samochodowej przy Okręgowym Zarządzie Kin, która mieściła się przy ul. Rodakowskiego na wrocławskim Biskupinie. Powrót kin i ich sześciodniowa przerwa w pracy była równocześnie przygotowaniem do ponownego wyjazdu na trasę. Po powrocie do bazy pod okiem kierowcy i mechanika samochód był pieczołowicie sprawdzany, kierownik kina musiał podsumować raport wpływów, sporządzić sprawozdanie realizacji za miesiąc pracy, sprawozdanie z wykonania planu i sprzedaży biletów. Dopiero po tych formalnościach pracownicy mogli udać się na odpoczynek. Pod koniec lat 50. związano kina ruchome z miastami powiatowymi, co umożliwiło stosowanie w kinach objazdowych ośmiogodzinnego dnia pracy. Wyjazd samochodu z miasta powiatowego następował po południu, powrót – późnym wieczorem.
W powiecie jeleniogórskim w 1965 roku kino objazdowe docierało do 24 miejscowości, przeważnie dwa, trzy razy w miesiącu. Warunki były bardzo złe. W Ściegnach nie wyświetlano filmów, gdyż miejscowi chuligani niszczyli sprzęt i wybijali szyby w samochodzie ekipy. W innych wsiach konieczne było przynoszenie na seans własnych krzeseł. W „Nowinach Jeleniogórskich” jedna z dziennikarek opisywała ciężki los kin objazdowych:
Za niewielką opłatą czterech złotych można więc mieć rozrywek, co niemiara. Popatrzeć na obraz, postać względnie poskakać lub przykucnąć, a gdy ktoś potrzebuje w międzyczasie oddalić się w ustronne miejsce za potrzebą, bez większego kłopotu udaje się do któregoś z ciemnych zakamarków sali (praktykowane często, tak!) i po chwili włącza się z powrotem do śledzenia akcji filmu. Podobno, jak twierdzi ekipa operatorów, nie jest to jeszcze najgorsza z sal w naszym powiecie, w której wyświetla filmy kino ruchome. Są tu bowiem całe drzwi, wszystkie szyby w oknach i odpowiednia instalacja elektryczna. Gdzie indziej bywa gorzej. Poza tym w okresie letnim, mimo że wieczory są chłodne, można jeszcze wytrzymać. Natomiast zimą, widzowie przychodzą ubrani w kożuchy, a operatorzy obsługujący aparaturę dla rozgrzewki wykonują różne ćwiczenia gimnastyczne. Żadna z sal bowiem nie jest ogrzewana.
[Ewa Rumińska, Objazdowa „kultura”. Jak na Dzikim Zachodzie, „Nowiny Jeleniogórskie” nr 34/1965, s. 3.]
Dalsze losy
W 1980 roku do kin ruchomych dopłacono prawie 95 milionów złotych. W kolejnych latach suma ta przekroczyła 100 milionów. Wiele sal, głównie w remizach, domach ludowych, świetlicach wiejskich, od kilkunastu lat nie było wcale remontowanych. Wilgoć, grzyb, dziury w podłogach, szpary w ścianach, lepiące się od brudu krzesła, a także przestarzały sprzęt kinotechniczny i często psujące się samochody spowodowały powolny upadek kin ruchomych. Wskutek rozwoju telewizji i jej upowszechnienia na wsiach kina objazdowe powoli zaczęły ustępować pola i znikać z pejzażu wsi dolnośląskiej. Ostatnie – na początku lat 90.
***
Poszukuję osób, które między 1945 a 1975 rokiem pracowały w kinach objazdowych, prowadzonych przez Okręgowe Zarządy Kin w całej Polsce. Jeżeli ktoś z czytelników posiada zdjęcia, afisze, ulotki, bilety, etc., które dotyczą kin objazdowych lub ma ciekawe wspomnienia dotyczące kin objazdowych, bardzo proszę o kontakt.
Piotr Lis
kinaobjazdowe@gmail.com