Alma Yoray w Przesiece
Wczesną jesienią 2008 roku miałam okazję uczestniczyć w warsztatach jogi odbywających się w Przesiece, w zewsząd otoczonym lasami ośrodku. Drugiego dnia warsztatów prowadząca zapytała, kto mógłby pomóc Almie przetłumaczyć z angielskiego na polski pewne pismo. Zgłosiłam się na ochotnika. Nie wiedząc o Almie nic poza tym, że opiekowała się owym ośrodkiem, po kolacji udałam się do jej domu.
Gdy tylko przestąpiłam próg, poczułam, jakbym odwiedzała miejsce nie obce mi, lecz bardzo dobrze znane. Cisza, która przepełniała mieszkanie Almy, nie była zwykłą ciszą – emanował z niej mistyczny niemal spokój oraz to dziwne uczucie bliskości. Również ciepło nie pochodziło jedynie od pieca, chociaż piec zdecydowanie dodawał miejscu przytulności – w górach było już wieczorami dosyć zimno.
Przywitała mnie pani około siedemdziesiątki o odrobinę egzotycznej urodzie i amerykańskim akcencie. Po polsku mówiła całkiem dobrze, ale widocznie nie na tyle, aby móc samodzielnie napisać urzędowe pismo. Podała mi herbatę, po czym usiadłyśmy przy dużym drewnianym stole. Gdy pismo było gotowe, powiedziała mi, że kiedyś dużo podróżowała, aż w końcu dotarła tu i oczarowana pięknem gór bez wahania podjęła decyzję, że zostaje. Później spytała, czym się zajmuję i z niezwykłą uwagą wysłuchała mojej opowieści. Czułam się bardzo swobodnie w jej towarzystwie. Miałam wręcz wrażenie, że rozmawiam z bliską znajomą…
Jakiś czas później wspominam warsztaty w Przesiece i wspominam spotkanie z Almą. Włączam komputer, usiłując dowiedzieć się czegoś więcej o tej zagadkowej kobiecie. Fakty, które stopniowo odsłaniają się przede mną, układają się powoli w piękną i niezwykłą opowieść.
Alma Schwartz przychodzi na świat w 1941 roku w Bostonie (Massachusetts). Jej rodzice są żydowskimi imigrantami z Rosji. Almę od dziecka fascynuje taniec, dlatego w 1960 roku wyjeżdża do Berlina, aby uczyć się tańca współczesnego u Mary Wigman, prekursora tańca współczesnego w Europie. Przerażona ponurą atmosferą powojennych Niemiec ma ochotę wrócić do domu, lecz jej rodzice są akurat w trakcie rozwodu, więc ostatecznie porzuca ten pomysł. Wkrótce zachodzi w ciążę z mężczyzną, który okazuje się rosyjskim szpiegiem i niedługo potem zostaje aresztowany. Dwudziestoletnia Alma udaje się do Izraela, aby tam oddać syna do adopcji. Nadaje mu imię Yoray, które jej ojciec bez jej wiedzy zamienia na David, a przybrana matka chłopca, dowiedziawszy się o amerykańskim pochodzeniu Almy, na Ron.
Alma przez kolejnych sześć miesięcy pozostaje w Izraelu, po czym wyrusza do Anglii, by ponownie tańczyć. Z powodu choroby ojca powraca do Stanów Zjednoczonych, a w 1976 roku w stanie Maine otwiera własne studio taneczne, gdzie tworzy swój indywidualny język tańca. „Rzucała nam coraz to nowe wyzwania oraz otwierała nas fizycznie, emocjonalnie i duchowo, jako tancerzy – pisze na stronie internetowej poświęconej twórczości artystki jeden ze studentów. – Jesteśmy jej za to wdzięczni.” Kreując swój sceniczny wizerunek Alma przybiera pseudonim Yoray, nie mogąc wyrzucić z pamięci incydentu sprzed lat.
W roku 1982 Alma udaje się do Europy Wschodniej w poszukiwaniu swoich korzeni. Swoją węrdówkę rozpoczyna od Warszawy, gdzie zastaje stan wojenny oraz surową zimę. W latach 1982-1988 podróżuje po Polsce, Czechach, Niemczech i Ukrainie, kontynuując działalność artystyczną. W 1986 roku prowadzi warsztaty z aktorami Teatru Witkacego w Zakopanem, gdzie poznaje Piotra Koleckiego, członka Teatru Dźwięku Atman. Alma i Atman dają na koniec warsztatów wspólny występ. „Spektakl zatytułowany „Kobieta i smok” był pomyślany jako solowy występ Almy, w którym jedynym rekwizytem był ciężki dzwon na długiej, grubej linie. Okazało się jednak, że nasza muzyka grana na żywo doskonale uzupełnia całość” – pisze Piotr Kolecki. W roku 1987 Alma odbywa z Atmanem (Piotr Kolecki, Marek Leszczyński oraz Marek Styczyński) trasę koncertową po Polsce. Ich znakiem charakterystycznym jest łączenie muzyki z tańcem i mową oraz kreatywność w zakresie instrumentacji – muzycy Atmana sięgają w swojej twórczości do ludowych instrumentów polskich i bałkańskich, a także nepalskich, indyjskich oraz wielu innych.
Pod koniec lat osiemdziesiątych Alma dociera w Karkonosze i tam właśnie postanawia się osiedlić. W jej nowym domu nagrany zostaje album „Brown Session”, kończący jej współpracę z zespołem Atman. Marek Styczyński wspomina: „Alma recytowała, improwizowała, tańczyła poezję Zen. Na zewnątrz hałasowała piła i próbowaliśmy szczelniej zamykać okna, ale Alma zapytała mnie, czy to są niewłaściwe dźwięki i w odpowiedzi otwarliśmy okna szerzej.” Z kolei Piotr Kolecki opowiada: „W przerwie nagrań Alma podjęła się przygotować nam coś do zjedzenia. Poszliśmy więc wszyscy do ogrodu, w którym rosły przyprawy, pietruszka, marchew, sałata i takie tam inne. Alma zaczęła plewić, wyrywając perz, babkę i inne zielsko spomiędzy warzyw. Przyłączyliśmy się więc i po kilkunastu minutach jedna z grządek była już wyplewiona. Alma zebrała do kosza powyrywane chwasty i powiedziała – no to chodźmy. Myśleliśmy, że idzie wysypać zawartość kosza na kompost i zaraz wrócimy po sałatę oraz marchewkę. Ale poszliśmy prosto do domu, gdzie Alma opłukała „zbiory” i przyrządziła nam sałatkę.”
Albumu „Brown Session” posłuchać można w internecie. Jest to pełen głębi muzyczno-teatralny eksperyment.
Podróżując po Polsce Alma odkrywa buddyzm i to właśnie buddyzm jest powodem przyjazdu Almy do Przesieki. Utworzony w starym młynie znajdującym się w dolnej części miejscowości ośrodek praktyki buddyjskiej skupia w tym czasie wielu artystów z całej Polski. Alma, bez trudu odnajdując się w tym środowisku, wprowadza się do domu położonego tuż nad nowopowstałą częścią ośrodka przy ulicy Bukowy Gaj 4. Urszula Broll, wybitna artystka malarz, która również zdecydowała się zamieszkać w Przesiece w tamtym czasie, wspomina Almę jako osobę pełną werwy, a także bardzo inteligentną i dowcipną. „Z łatwością nawiązywała kontakty” – dodaje.
Niedługo później centrum w starym młynie przestaje istnieć, a Alma przejmuje prowadzenie nad drugim, sąsiadującym z jej domem miejscem praktyki, które wkrótce otrzymuje nazwę „Vipassana”. W tradycji buddyjskiej terminem Vipassana określa się tzw. medytację wglądu, polegającą na biernej obserwacji doznań zachodzących w ciele. Efektem praktyki jest zdobycie umiejętności zdystansowania się do własnych emocji oraz myśli. Medytacja pomaga Almie zwalczyć powracającą depresję spowodowaną wydarzeniami z przeszłości – przede wszystkim decyzją o oddaniu syna oraz trudnym dzieciństwem, które w dużym stopniu przyczyniło się do owej decyzji.
W ciągu następnych dwóch dekad w ośrodku „Vipassana” odbywają się liczne warsztaty jogi, medytacji oraz tai chi. Przez miejsce to przewija się wielu nauczycieli oraz uczniów z całego świata. Oprócz tego Alma prowadzi przez pewien czas zajęcia plastyczne dla dzieci z okolicznych domów, wspólnie z nimi rysując, malując oraz lepiąc z gliny.
W 2001 roku w domu Almy zjawia się mężczyzna koło czterdziestki, który przedstawia się jako specjalny gość z Izraela. Nie wywiera to większego wrażenia na Almie, gdyż wielu gości z Izraela przewinęło się w ciągu ostatnich lat przez jej ośrodek. Mężczyzna powoli wyjaśnia, a gdy Alma orientuje się, że stoi przed nią jej syn, wyznaje, że to najbardziej poruszający moment w jej życiu. Przez dwa następne dni bez przerwy rozmawiają. Oboje czują łączącą ich więź, a Alma cieszy się ogromnie, że nie tylko odzyskała syna, lecz została jednocześnie również teściową oraz babcią. Opowiada Rony`emu o tym, jak kilka lat wcześniej udała się w podróż do Izraela z nadzieją, że go odnajdzie, nie mając pojęcia, że jego imię zostało w międzyczasie dwukrotnie zmienione…
Jednak dzięki determinacji Rony`ego po czterdziestu latach spotkanie dochodzi do skutku. Odtąd Alma i Rony spędzają dużo czasu razem. Alma odwiedza rodzinę syna w Izraelu, a także zabiera go wraz z żoną i dziećmi do Stanów Zjednoczonych – najpierw w miejsce swoich urodzin, później do Maine.
W 2006 roku Alma powraca do Stanów i tam poddaje się leczeniu z powodu nowotworu, który pojawił się w jej płucach. Obiera ścieżkę leczenia alternatywnego, nie wyrażając zgody na operację. Lekarze nie wróżą jej dobrze, ale ona pokonuje chorobę i po udanej kuracji powraca do domu. W 2009 roku następuje nawrót, a w październiku 2010 roku Alma opuszcza schorowane ciało.
A ja znów wracam myślami do tego magicznego domu, gdzie Alma na koniec prosi mnie, abym nie zapominała o muzyce. „W życiu ważne jest, aby robić to, co się lubi” – dodaje, stojąc w progu, po czym macha mi ręką na pożegnanie.
Anna Szentak
Dziękuję pani Urszuli Broll za miłą rozmowę i udzielone informacje oraz panom Piotrowi Koleckiemu i Markowi Styczyńskiemu za podzielenie się wspomnieniami.
Special thanks to Rony Epstein for all the information provided.
Artykuł ukazał się drukiem w numerze 3/2012 wydania papierowego czasopisma „Karkonosze”